„Wierzę w
jednego Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich
rzeczy widzialnych i niewidzialnych”. Tak wyznajemy w każdym Credo naszą wiarą w
to, że „Bóg równocześnie od początku czasu stworzył z nicości jeden i drugi
rodzaj stworzeń, stworzenia duchowe i materialne, to znaczy aniołów i świat
ziemski, a na końcu człowieka, który złożony z duszy i ciała łączy w sobie
świat duchowy i materialny” (zob. KKK 327). A co ja dziś odpowiem na pytanie:
czy wierzę w istnienie aniołów – stworzeń niecielesnych? Czy mam to osobiste
przekonanie, że mam swojego anioła stróża? A czy wierzę w istnienie złych duchów,
tych które odrzuciły Boga? Wielcy filozofowie tego świata często powtarzali, że
największym sukcesem diabła w tym świecie jest to, że ludzie przestali w jego
istnienie wierzyć. Czy ja też do takich ludzi należę? Gdybyśmy chcieli
przestudiować całe Pismo Święte to bardzo szybko dostrzeżemy, że człowiek jak i
aniołowie są tak ściśle związani z działaniem Boga, że „aby pozbyć się aniołów trzeba
poświęcić całe Pismo Święte, a z nim całe dzieje zbawienia”. Nie możemy więc „wylać
dziecka z kąpielą”. Trzeba nam pokornie wsłuchać się w to, co Bóg objawia w
swoim Słowie, mówiąc o świecie widzialnym i niewidzialnym.
Czytanie z
Apokalipsy. Greckie słowo „Apokalipsa” dosłownie oznacza „zdjęcie zasłony,
odsłonięcie welonu z twarzy, zajrzenie za kurtynę”. Mamy więc do czynienia ze
Słowem, które obrazuje sens dziejów zbawienia, sens ludzkości. To fakt, że
Apokalipsa kojarzy nam się z czymś katastrofalnym, bo rzeczywiście zawarte w
niej opisy są pełne niesamowitych scen i zdarzeń. Jednak występujące w niej
spotkanie dwóch światów – Boga i jego sług oraz przeciwników Boga ma na celu ujawnić
nam przyszłość, ale nie w znaczeniu przepowiadania przyszłości – co będzie i
kiedy będzie, lecz owego zdjęcia zasłony, odsłonięcia kurtyny, czyli
zrozumienia tego, co dzieje się w historii świata, ale przede wszystkim
historii mojego życia.
„Nastąpiła walka
na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem”. Michał, wódz
zastępów anielskich wiernych Bogu, ściera się ze Smokiem. Smok to inaczej wąż –
„Wąż starodawny, który zwie się diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą
ziemię”, jak mówi dalej Apokalipsa. Walka. Z jednej strony: Michał. Z drugiej
strony – wąż, szatan, diabeł.
Najpierw
popatrzmy na Michała i jego aniołów. Michała znamy z księgi Daniela (Dn 12,1).
Tam czytamy, że Michał, to wielki książę, który jest opiekunem dzieci Boga.
Opiekuje się nimi po to, by mogły one dostąpić zbawienia, a jego imię znaczy:
któż jak Bóg. Taka jest właśnie rola aniołów. Są oni posłańcami (angelos =
posłany), pomocnikami Boga w dziele zbawienia. Czytamy w liście do Hebrajczyków
(Hbr 1,14): „Czyż nie są oni wszyscy duchami przeznaczonymi do usług,
posyłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie?” Ale nie możemy
zapomnieć, że aniołowie istnieją od początku stworzenia, zanim człowiek się
pojawił. Zostali oni stworzeni, bo Bóg chciał objawić swoją chwałę. Zostali oni
stworzeni by wielbić swoim istnieniem – poznaniem i pragnieniem – Boga.
Aniołowie o nic nie proszą, nie przepraszają, nie błagają, oni nieustannie
wielbią Boga, są ku Niemu zwróceni. „Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze
w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18,10) – mówi Pan Jezus. Aniołowie
należą do Chrystusa, ponieważ zostali stworzeni przez Niego i dla Niego, bo,
jak mówi św. Paweł, „w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i
to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy
Zwierzchności, czy Władze” (Kol 1,16). Znamy dobrze te momenty, kiedy oni
działają w historii zbawienia: zamknięcie raju, powstrzymanie Abrahama przed
złożeniem ofiary z Izaaka, Zwiastowanie Maryi narodzenia Jezusa, śpiew aniołów
w Betlejem… Tak, ci wszyscy aniołowie, o których powiedzieliśmy sobie, na czele
z Michałem, są tymi, którzy służą Bogu, którzy żyją nie dla swojej chwały, ale
dla Bożej chwały, w pełni służąc Bogu – kochając Go całym sobą.
Teraz
przyjrzyjmy się drugiej stronie barykady – Smok i jego aniołowie. Zanim pojawił
się człowiek, zanim dokonał się w raju dramat grzechu pierworodnego, musiał
nastąpić bunt części aniołów. To znaczy, że aniołowie, stworzeni tak jak
człowiek jako wolne istoty, zostali poddani próbie wolności. Mieli możliwość
opowiedzenia się za Bogiem lub przeciw Niemu. Głównym sprawcą owego buntu stał
się Lucyfer. Jego postawę można wyrazić słowami „nie będę służył Bogu”. Echo
tej jego decyzji brzmi w słowach z raju, kiedy wąż kusi Ewę, mówiąc: „tak jak
Bóg będziecie znali dobro i zło”. Szatan to przeciwnik Boga, to ten, który
postawił siebie na miejscu Boga – sam zapragnął być tak jak Bóg. Chrześcijańska
tradycja odnosi tekst z Księgi Ezechiela (rozdz. 28) do szatana. Czytamy tam:
„byłeś odbiciem doskonałości, pełen mądrości. Mieszkałeś w Edenie. Okrywały cię
wszelkiego rodzaju szlachetne kamienie”. Tak, szatan był stworzony jako przepiękny
anioł. Przyozdobiony szlachetnymi kamieniami to znaczy charyzmatami, darami
Bożymi, uzdolnieniami duchowymi. Złoto go spajało – złoto to symbol mądrości. A
Lucyfer, to znaczy niosący światło, czyli mądrość Boga. Należałby więc do cherubinów.
Inni mówią, że do serafinów, saraf tzn. płonąć – płonąć miłością. I co się
stało? Lucyfer spłonął z miłości, ale miłości do siebie. Odrzucił mądrość Boga,
bo jak mówią niektórzy Ojcowie Kościoła: nie chciał zgodzić się z tak wielką miłością
Boga do człowieka. Czytamy w Ps 8 (w.6):
„Uczyniłeś człowieka niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i
czcią go uwieńczyłeś”. Co więcej diabeł zgorszył się tym, kim Bóg jest, kiedy
poznał Boży zamiar Wcielenia. Czytamy w liście do Filipian: „Chrystus,
istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z
Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się
podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył
samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp
2,6-8). Tego było za wiele. Demon takiego Boga odrzucił, zgorszył się Bogiem,
który z miłości uniża się.
Może powiesz bracie, siostro: „No
dobrze, ale dlaczego tyle czasu mówić o tych rzeczach, jak to się ma do mojego
życia, tu na ziemi, przecież w niebie jeszcze nie jestem”. Mówimy o tym, bo, jak powie św. Paweł: „Nie toczymy
bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw
Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym
zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). Tu na ziemi trwa walka. Jaka walka? O
to czy dojdę do nieba. Jaką drogą pójdę – życia czy piekła? Kto ma szansę
wygrać? Tylko ten, kto zna taktykę przeciwnika. Więc trzeba bym się dziś
zapytał: po czyjej jestem stronie, w czyjej drużynie gram – Michała czy
Lucyfera? I może powiesz: „przecież nie jestem opętany, nie zamordowałem, nie
należę do satanistów, chodzę do kościoła, po co więc tak radykalnie się pytać?”
Trafnej odpowiedzi udzielił Lewis w „Listach starego diabła do młodego”, gdzie
stryj diabeł tak pisze do swego podopiecznego diabła: „Nie ma znaczenia to, jak
małe są przewinienia, pod warunkiem, że łącznym ich efektem będzie stopniowe
odsuwanie człowieka od Światła i pogrążenie go w Nicość. Zabójstwo nie jest w
niczym lepsze od kart, jeśli karty potrafią dokonać tego, o co nam chodzi.
Doprawdy najpewniejszą drogą do Piekła jest droga stopniowa – łagodna, miękko
usłana, bez nagłych zakrętów, bez kamieni milowych, bez drogowskazów”. Krótko
mówiąc, droga do piekła to droga uśpionego sumienia – ja już nie wiem co jest
dobre a co złe; ja już nie reaguję na zło, bo po prostu ono mnie nie uwiera; ja
już nie mam pokus, bo nawet z nimi nie walczę, to one mną kierują; ja już nie
umiem nazywać grzechów, a jeśli muszę to raz do roku wyznam, że „przeklinałem,
paciorka nie odmawiałem, z żoną/mężem się kłóciłem”. Tak to jest łagodna,
miękko usłana droga, że zatraca się wyczucie tego, co Boże…
„I usłyszałem
donośny głos mówiący w niebie: oskarżyciel naszych braci został strącony, ten
co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym”. Oskarżyciel, to kolejne imię
szatana. Już rozumiemy, on odrzucił Boga. W ten sposób sam skazał się na
piekło, bo zamknął się w sobie, zaczął żyć tylko dla siebie, dla swojej chwały,
dla swojego bogactwa, a to Bóg jest przecież Dawcą Życia. A jak jest w moim
życiu? Czy nie ma we mnie coś z tego ducha. Czy nie jestem oskarżycielem
innych? Czy to nie wszyscy wokół mnie są winni – rząd, sąsiedzi, mąż, żona,
córka… Czy nie jestem, tak jak rozważaliśmy w oparciu o słowa Ezechiela, kimś
kto żyje tylko dla siebie – by mieć i mieć, by nawet wykorzystywać wiarę jako
dobrą polisę na przyszłość: „pomodlę się, pójdę w niedzielę do kościoła, a Ty
Boże dasz mi niebo”. Przecież to jest myślenie diabelskie. Przecież to jest
płonięcie miłością do siebie, to jest próba bycia jak Bóg, by nie służyć Bogu,
ale by wszystko służyło mnie, nawet Bóg, przecież On ma robić co mi się podoba,
On ma mi dać, co mi się podoba.
A jak reaguje
moje serce kiedy doświadczam trudności, kiedy w moim życiu jest krzyż, kiedy
nie układa się po mojej myśli? Jak reaguję, kiedy najwięksi grzesznicy, kiedy
może mój znajomy albo ktoś z rodziny – ten taki owaki – nagle zaczyna mówić o
Bogu. Oskarżać Boga, gorszyć się Bożym miłosierdziem, pouczać Boga jak być
powinno – to jest diabelstwo.
A może moje serce
jest wyniosłe z powodu mojego życiowego sukcesu – tego, co mam, kim jestem,
jaką pełnię funkcję. Może w moim życiu zanikła przezorność. Zanikła czujność z
powodu sukcesu. „I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata
złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” (Łk 12,19). Może nie popełniam
śmiertelnych grzechów od kilku lat i kiedy patrzę na innych to nie stać mnie na
nic innego jak pogardę. A mówi Księga Przysłów – „przed upadkiem serce się
wynosi”. To jest diabelskie – postawić siebie w centrum. Dlatego nigdy nie
zapomnę, że jestem słaby. Aniołowie są doskonalsi od nas, a niektórzy zostali
strąceni do piekła. Chmury to nie jest dobry grunt, pod nogami może być zbyt ślisko,
noga może się powinąć. Ratunkiem jest pokora – pamięć o tym, że grzeszę i jak
Bóg mi wybacza.
Teraz więc
zapytam się: po czyjej jestem stronie? I jeśli żyję w prawdzie, to muszę
uderzyć się w pierś i przyznać, że często daję się nabrać podszeptom szatana i
gram w jego drużynie. Jestem słaby, potrzebuję Bożego przebaczenia. Ale jaka
jest dla mnie droga ratunku? Dwie drogi podpowiada nam dziś Słowo Boże.
Pierwsza. „A oni
zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa”. Droga krzyża
– krew Baranka przelana na krzyżu. To jest ratunek dla mnie i dla Ciebie. Demon
ucieka spod krzyża. Bo krzyż jest zupełnym przeciwieństwem pychy. Krzyż to
pokora. Demon mówi: „któż jak ja”. Krzyż woła: „któż jak Bóg, tylko Bóg może
dać życie”. Kiedy przyjmuje w moim życiu krzyż, tam zły nie ma do mnie dostępu.
Zgiąć kolano, on tego nie potrafi. Jezus „stał się posłusznym aż do śmierci,
aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano, i aby wszelki język wyznał, że
Jezus jest Panem ku chwale Boga Ojca”. W krzyżu zbawienie. Jezus zwyciężył.
Demon został pokonany. Jesteśmy odkupieni. Jesteśmy dziećmi Boga.
Druga droga.
„Dlatego radujcie się, niebiosa oraz ich mieszkańcy”. Radość. Demon jest ojcem
smutku, odrzucił życie i miłość, pogrążył się w rozpaczy. W nim jest pustka,
dlatego chce nas uwieść by zapełnić swoją pustkę. W Bogu zaś jest pełnia
miłości, dlatego On się nam daje. Najlepszy egzorcyzm to uśmiech. Szatan chce
nas pogrążyć w depresji, poczuciu bezsensu, braku nadziei. Bóg daje radość,
daje szczęście. Ale z czego czerpać radość? Z tego, że jest Bóg, który mnie
kocha, który dał swego Syna, aby umarł i zmartwychwstał dla mnie. Jezus żyje! I
aniołowie razem z nami celebrują liturgię, adorują Boga w niebie, śpiewają mu:
„Święty, święty, święty”. Tam, gdzie jest radosne wielbienie Boga, tam nie ma
miejsca dla demona, dla smutku. Bo tam jest Boża chwała! I ta chwała jest tu na
Eucharystii!
Kochani, „bądźmy
mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Obleczmy pełną zbroję Bożą, byśmy mogli się
ostać wobec podstępnych zakusów diabła” (Ef 6, 10-11) – jak mówi św. Paweł.
Naszą bronią krzyż i wielbienie Boga za wszystko!!! Któż jak Bóg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz