Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

czwartek, 28 lutego 2013

"Nędznicy"


Ponad tydzień temu wybrałem się do kina na „Nędzników” (reż. Tom Hooper, Wlk. Brytania 2012). Gdzieś obiło mi się o uszy, że niektórzy recenzenci skrytykowali ten film jako „przeżarty chrześcijaństwem”. Przeżarcie chrześcijaństwem – to jeden punkt wyjścia do mojej refleksji. Drugi… Kiedy wstawałem z fotela po obejrzeniu filmu usłyszałem jak jedna kobieta zagaiła do swojej sąsiadki – „piękny film”. Na co ta druga odparła: „hollywoodzka bajka”. To drugi punkt zaczepienia.

Nie będę relacjonował treści tego filmu. Tylko wspomnę, że głównymi bohaterami są: Jean Valjean, skazany na galery za kradzież kromki chleba i Javert, ścigający go bezlitosny inspektor policji.
Czy film jest przeżarty chrześcijaństwem? Oczywiście nie trudno odnaleźć w nim liczne odwołania do chrześcijaństwa. Przywoływane przez bohaterów imiona święte, postać katolickiego biskupa, który jest „przyczyną” nawrócenia Valjeana, słowa modlitwy wypowiadane przez bohaterów… itp. Ale jeśli by to miał być jedyny wskaźnik owego przeżarcia chrześcijaństwem, to uważam, że to zdecydowanie mało przekonujący argument. Film jest znacznie bardziej, na głębszym poziomie „przeżarty chrześcijaństwem”. Główny bohater, Valjean, jest człowiekiem, który przeżywa w swoim życiu głębokie nawrócenie. Na czym ono polega? Na tym, że człowiek ten doświadczył bezinteresownego przebaczenia. W sytuacji, gdy biskup miał prawo słusznie ukarać go za kradzież, zostało mu to wybaczone. I jeszcze dostał błogosławieństwo i „wyprawkę” na szczęśliwą drogę. Szok!!! Taka jest przebaczająca miłość Boga – przeobfita. Kiedy Valjean uświadomił to sobie, nastąpiła w nim rewolucja. W filmie nie jest to wprost powiedziane, ale od tego momentu ten człowiek stał się typem Chrystusa, czyli stał się chrześcijaninem, bo chrześcijanin to ktoś, kto żyje „jak” Jezus. Valjean, teraz pod nowym nazwiskiem, jest człowiekiem, który czyni dobro. Ale nie dlatego, że tak trzeba, że ciąży na nim kara, chore poczucie winy. Nie. On czyni dobro, bo inaczej żyć nie może, bo poznał miłość, prawdziwą, czystą miłość. Ale to co najważniejsze w jego postępowaniu to nie to, że robi jakieś tam dobro. Ale czyni Chrystusowe dobro. To znaczy, że czyni dobro kosztem siebie. W tym, co robi, daje siebie. Wybacza swoim prześladowcom. Jest w stanie tracić swój majątek, swoją pozycję, znaczenie, aby stanąć w obronie słabszych. Jest w stanie dać z siebie, przyjąć na siebie zło ludzkich relacji – zawiść, zazdrość, agresję, nienawiść, aby czynić dobrze. Bierze na siebie konsekwencje zła i stawia im tamę w ten sposób, że pozwala by to zło jego dotykało, by w nim zostało strawione i przemienione w miłość. To jest właśnie tajemnica chrześcijańskiej miłości. Miłości paschalnej, która jest miłością ukrzyżowaną, ofiarną a więc kochającą kosztem siebie.
Na przeciwnym biegunie jest Javert. To człowiek, który żyje w mentalności prawa. Jest policjantem. Ma ścigać przestępcę. Nie wierzy w to, że dawny przestępca, Valjean, mógł się nawrócić. Javert jest typem mentalności prawa, czyli życia bez Ewangelii. To co pisze św. Paweł, jak na dłoni widać w postawie Javerta. „Przez prawo jest tylko większa znajomość grzechu” (Rz 3,20). Prawo nie może wybaczyć. Dlatego Javert w pewnym momencie mówi: „ja jestem prawem; dziś się chce we mnie narodzić coś nowego, a to oznacza moją śmierć”. Tak, życie miłością, przebaczeniem, oznacza śmierć życia według prawa. Te dwie rzeczywistości do siebie nie przystają. Musi umrzeć stary człowiek, człowiek prawa, aby mógł się narodzić ktoś nowy – człowiek z wody i Ducha, czyli z przebaczającej miłości Boga. Dlatego żywot Javerta kończy się tak jak się kończy. Prawo nie daje życia!
Jeśli tak spojrzeć na te dwie kluczowe postaci to jasnym staje się, że film jest naprawdę przeżarty chrześcijaństwem. Film jest żywą narracją na temat tego jak w konkrecie życia może realizować się Ewangelia. Film jest w swym przekazie na wskroś ewangeliczny.
Dlatego w pełni rozumiem komentarz jednej z tych pań, że to hollywoodzka bajka. Rzeczywiście, dla kogoś kto nie poznał, nie doświadczył w swoim życiu mocy Ewangelii, te wydarzenia i sposób ich przeżywania przez Valjeana są jak bajka, bo są naprawdę nie z tego świata, nie ze świata odniesień nasyconych egoizmem, agresją, ale ze świata miłości przebaczającej, która jest miłością nie z tego świata (zob. J 18,36). Hollywoodzka bajka? Nie. Prawda miłości, która zdumiewa swoją wyrazistością i mocą w życiu Valjeana, powoduje że widz czuje, że po ludzku tak się nie da, że po ludzku to jest niemożliwe, dlatego można by powiedzieć, że to naiwne, bajkowe. Ale jeśli fundamentem jest Chrystus, wtedy to jest najzupełniej realne.
„Nędznicy” to bajka przeżarta chrześcijaństwem?! Nie, to narracja o miłości chrześcijańskiej, która to miłość sprawia, że to co niemożliwe, staje się możliwym. Warto obejrzeć.

4 komentarze:

  1. Zgadzam się, że warto obejrzeć! Chociaż ja widziałam w "Nędznikach" przede wszystkim musical, wyszłam zachwycona muzyką, której wcześniej nie znałam. Nie zwróciłam aż takiej uwagi na poruszony przez Księdza wątek miłości chrześcijańskiej - chociaż teraz widzę, że rzeczywiście, objawia się on tam bardzo wyraźnie.
    Pozdrawiam, Marianna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dramatycznie się z księdzem nie zgadzam co do oceny Javerta.

    Żyje w poczuciu sprawiedliwości, które wyznaczają przepisy prawa. Jest rojalistą, który broni honoru monarchy panującego i rządzącego Dei gratia (sic!), jest człowiekiem, którego śmiało można nazwać fundamentem ówczesnej monarchii w społeczeństwie. Tak pojmowana sprawiedliwość i równość nie oznacza, moim zdaniem, życia bez przebaczenia. W swoim mniemaniu to Javert broni wiary, bo broni króla i jego władzy. Jest takim ówczesnym moherowym beretem, ciągle pada rejtanem wobec zmian, które nieuchronnie nadejdą.

    A określenie tej fabuły jako holiłudzkiej chyba nienajlepiej świadczy o komentującej, biorąc pod uwagę fakt, że film został oparty na powieści Wiktora Hugo. :D

    A tak swoją drogą, to rzeczywiście film wart obejrzenia, a moja ulubiona postać to biskup. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że zgadzam się z tym, co piszesz. Tylko ty zatrzymujesz się moim zdaniem w połowie drogi a ja w mojej interpretacji idę dalej. Oczywiście, że Javert żyje w poczuciu sprawiedliwości, oczywiście, że broni króla, jego władzy, oczywiście, że jest człowiekiem, który w świetle prawa jest na 100% fair. I ty tu się zatrzymujesz. A ja chciałbym pójść krok dalej, bo bardzo mnie interesują dwie sprawy.
      Po pierwsze. „Tak pojmowana sprawiedliwość i równość nie oznacza, moim zdaniem, życia bez przebaczenia”. To jest stwierdzenie życzeniowe. Postać Javerta jaskrawo ukazuje, że ucieleśniana przez niego sprawiedliwość i równość właśnie może oznaczać życie bez przebaczenia i de facto w jego przypadku to oznacza. I to nie jest interpretacja z mojej strony tylko to zostało pokazane w filmie. Ten gość nie przebaczył, nie był w stanie wybaczyć komuś drugiemu i uwierzyć, że on może w życiu się nawrócić. Jeśli zgodzimy się co do tego, że tak to w filmie jest pokazane to ja właśnie tu się dalej pytam o to, co chciał przez to autor powieści powiedzieć... Moim zdaniem chciał on snuć refleksję nad tym, że sprawiedliwość bez miłości jest ślepa. I tu od razu nasuwa mi się jedna znana postać – św. Paweł. Człowiek bez zarzutu wobec Prawa, który ze względu na Prawo prześladował i mordował. Kiedy doświadcza nawrócenia staje się prześladowanym przez zwolenników Prawa (Flp 3,6-7: „co do gorliwości - prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości legalnej - stałem się bez zarzutu. Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę”).
      Po drugie. Jeśli zgodzić się z tym, że Javert jest człowiekiem postępującym fair, jest rojalistą, jest człowiekiem, który broni wiary itp. to nasuwa mi się jedno zasadnicze pytanie: jakiej on broni wiary i dlaczego ta jego wiara doprowadza go do samobójstwa. Gdybym przyjął twoją interpretację postaci Javerta to nie znajduję w tej interpretacji żadnej satysfakcjonującej mnie odpowiedzi dlaczego tak a nie inaczej kończy się życie Javerta. Wręcz przeciwnie, według tej legalistycznej interpretacji to Javert powinien być dumny, zażywać spokojnej starości, być odznaczonym przez króla itp. a tymczasem on nie znajduje sensu życia. Jeśli V. Hugo próbuje nakreślić przed naszymi oczyma postać człowieka spełnionego w życiu, broniącego prawdy i wiary to wówczas jego samobójstwo jest jakimś absurdem, jakimś motywem deus ex machina? Pytam więc co się takiego stało, że Javert schodzi z tego świata pogrążony w wewnętrznej ciemności a Valjean odchodzi spełniony i zostaje przyjęty do nieba.
      I znowu św. Paweł – Flp 3,8-11: „I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim - nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze - przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach - w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych”.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa recenzja filmu z którą zdecydowanie się zgadzam. Też uznałam, że jest to pięknie opowiedziana historia nawrócenia człowieka, czyli Jean'a Valjean'a, któremu wiara daje niesamowitą siłę, by czynić dobro nawet gdy jest to trudne i kosztowne. Zresztą główne motto tej historii to Kochać innego człowieka to jak zobaczyć twarz Boga a Valjean w życiu nauczył się kochać.
    Ale czytając różne opinie duchownych chrześcijańskich zauważyłam bardzo skrajne podejście, od zachwytu nad filmem (m.in. tutaj i w gazetce Gość Niedzielny), bo ma chrześcijańskie przesłanie, do krytyki, że promuje rewolucję... (zwłaszcza w ostatniej scenie)
    Ta powieść i filmy na jej podstawie chyba zawsze będzie tak różnie postrzegana, ale tego że to, że jest bardzo ciekawa trudno zakwestionować.

    OdpowiedzUsuń