Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

niedziela, 3 marca 2013

"Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka Twoja"


„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J 19, 25).
Wydarzeniu ukrzyżowania musiały przyglądać się kobiety, które przyszły pod krzyż by być blisko Jezusa w chwili Jego cierpienia i śmierci. Nie bały się stanąć przy krzyżu i okazać swego bólu. Inaczej niż apostołowie, którzy ogarnięci strachem uciekli. Podczas, gdy do tej pory kierowane pod adresem cierpiącego Jezusa były jedynie szyderstwa i okrucieństwo, teraz w Ewangelii pojawia się zadziwiająca scena. Są ci, którzy trwają przy Ukrzyżowanym. W tym momencie wypełniają się słowa proroka Zachariasza: „Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym” (Za 12, 10). Kobiety wpatrują się w Przebitego. Ta scena spod krzyża jest odpowiedzią na pytanie dlaczego pierwszymi świadkami Zmartwychwstania były kobiety… Dlaczego? „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8, 35). Kto trwa przy skazańcu, straceńcu ten razem z nim traci. One zostały do końca, dlatego jako pierwsze spotkały Tego, który jest Życiem.

„Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”.
Sama rozmowa, do której dochodzi pomiędzy Jezusem, jego Matką i umiłowanym uczniem Janem w chwili tak tragicznej i bolesnej nacechowana jest niezwykłym spokojem i staje się swego rodzaju „oazą” pośród splotu dramatycznych wydarzeń związanych z krzyżowaniem Chrystusa. Moglibyśmy powiedzieć, że ta oaza wypełniona jest tajemniczym aktem adopcji: „Oto syn Twój, Oto Matka Twoja”. A skutek tej adopcji ewangelista Jan wyraża, pisząc lapidarnie: „i od tej godziny, uczeń wziął ją do siebie”. Dosłowny przekład brzmi: „wziął ją do swoich rzeczy” – czyli mówiąc obrazowo: „przyjął ją pod swój dach, na swoje śmieci”. Jest to więc bardzo ludzki gest Zbawiciela, który owocuje bardzo ludzką, czułą odpowiedzią Jana. Myśleć o kimś drugim w takim momencie jak Jezus, konania na krzyżu. Prawdziwa miłość nigdy nie traci z oczu drugiego człowieka i jego potrzeb. A jak ja kocham? Czy tylko do momentu jak nic mnie nie boli, jak nic mi nie dolega? Ale też zobaczmy bardzo ludzki gest św. Jana, który przyjął, pokochał Maryję. Czy kocham w moim życiu Maryję, Matkę Jezusa? Czy przyjąłem ją pod mój dach – nie w postaci obrazka powieszonego na ścianie, ale w postawie zawierzenia swojego życia jej wstawiennictwu, modlitwie…
„Niewiasto, oto syn Twój”. Jezus mówi do swojej Matki „niewiasto”. To stwierdzenie „Niewiasto” chyba najdotkliwiej uderza w Serce Maryi i Jej macierzyńską czułość, bowiem dla Niej z pewnością to słowo, mimo zawartego w nim szacunku i uprzejmości brzmi boleśnie – nie Mamo, Matko, ale Niewiasto, Kobieto. Czyżby Jezus na krzyżu ranił swoją Matkę? A może On z Nią porozumiewa się jakimś kodem. Może oni teraz doskonale się rozumieją, komunikują ze sobą, a my nie wiemy o co chodzi. Spróbujmy rozszyfrować ten kod.
Podobnie Jezus zwrócił się do swojej Matki w czasie wesela w Kanie Galilejskiej. Wówczas na spostrzeżenie Maryi, że już skończyło się wino, zareagował: „Czyż to moja lub Twoja sprawa niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja” (J 2, 4). Dosłownie należałoby to przetłumaczyć: „co mnie i tobie niewiasto, co pomiędzy mną a tobą kobieto”. To znaczy, że Jezus wskazuje na pewnego rodzaju separację między nim a Maryją. Separację, która oznacza, że Maryja myśli o czymś innym niż On. Jest blisko Niego fizycznie, ale nie duchowo. Maryja w Kanie prosi o wino, bo go zabrakło. Jest troskliwą, czujną kobietą. A Jezus odpowiada jej: „Owszem dokonam cudu, zaradzę temu brakowi, ale w innym kontekście niż ty mnie o to prosisz”. O jaki inny kontekst chodzi? Na razie Jezus dokona cudu na weselu, ale ten cud zamiany wody w wino jest znakiem, bo pisze św. Jan: „taki to początek znaków uczynił Jezus” (J 2,11). Dlaczego jest znakiem? Bo jeszcze nie nadeszła godzina Jezusa. Jaka godzina? W Ewangelii Jana godzina Jezusa to godzina Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Zatem znak z wesela w Kanie to zapowiedź prawdziwego wina, które daje życie i wypełnia wszelkie braki ludzkiego serca – czyli Krwi Jezusa przelanej na Krzyżu. Zatem prośba Maryi na weselu w Kanie jest prośbą Matki, kobiety, która cała ufa Synowi, bo mówi „zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”, ale jednocześnie nie zdaje sobie sprawy z tego wszystkiego, co się wydarzy.
Na Krzyżu Jezus powraca niejako do Kany Galilejskiej owym zwrotem „Niewiasto”. Dlaczego Jezus wraca do tamtego wydarzenia? Bo teraz Maryja przeżywa chwilę kuszenia. Popatrzmy przez chwilę na Maryję nie przez różowe okulary, ale w konkrecie ludzkiego doświadczenia. Zazwyczaj nie dziwi nas, że Maryja stała przy swoim ukrzyżowanym Synu. Tak być powinno, bo to Matka, bo to Maryja... Ale dziś popatrzmy inaczej. Zadziwmy się tym, co się tam pod krzyżem dzieje. Niech nami wstrząśnie obraz tej „oazy miłości i wierności” pośród burzy okrucieństwa, nienawiści. Przecież kiedyś, w Nazarecie, podczas zwiastowania usłyszała Maryja, że będzie Matką Syna Bożego, że będzie On wielki – Ojciec da mu tron Jego praojca Dawida (zob. Łk 1, 32). Tymczasem tu na Golgocie, zamiast tronu – krzyż, zamiast korony – cierniowa tortura, zamiast splendoru – nienawiść. A sam Jezus do swego Ojca zwraca się: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27, 46). Gdyby myślała jedynie po ludzku, zwątpiłaby w dobroć Boga. Mogłaby przybrać postawę żony Hioba, w bezradności wołającej do niego: „złorzecz Bogu i umieraj” (Hi 2, 9). Tak przecież Maryja mogła pod krzyżem na całe gardło krzyczeć: „złorzecz Bogu, umieraj; gdzie jest wypełnienie Bożych obietnic?!, to wszystko kłamstwo; nie spełniło się słowo powiedziane mi od Pana; tylko śniło mi się, że mój Syn będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego”. A ona? A ona wypowiada teraz swoje milczące, ale prawdziwe, drugie fiat. Posłuszeństwo Słowu Bożemu do granic. Maryja jest Niewiastą, która wytrwała do końca, weszła na definitywną ucztę weselną. To co w Kanie było tylko zapowiedzią, teraz na Golgocie staje się rzeczywistością. Maryja nie złorzeczy Bogu. Ona milczy, bo jej milczenie jest adoracją, wpatrywaniem się w Przebitego – w tego, który jest naszą Paschą, naszym weselem. Teraz pod krzyżem Maryja już rozumie o jakie wesele chodziło Jezusowi, o jakim winie on mówił. W Maryi stojącej pod krzyżem rozpoznajemy powołanie Kościoła – wpatrywać się w Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, ponad którego nic nie można przedkładać. Nic ponad Jezusa!!!
Jakie znaczenie dla nas ma obecność Niewiasty-Maryi pod krzyżem? Maryja nie lęka się śmierci. A my tak bardzo jej się lękamy. I nie chodzi bynajmniej wyłącznie o śmierć fizyczną, choć tej na pewno się boimy, ale boimy się tych naszych codziennych śmierci, codziennego umierania. Boimy się śmierci, bo lękamy się stracić życia, bo myślimy, że to my jesteśmy panami życia, że życie jest w naszym ręku. Taka postawa serca to skutek grzechu pierworodnego w nas. Jeśli boję się czymś z kimś podzielić – moim czasem, jedzeniem, pieniędzmi, bo myślę, że mi zabraknie – to czyż nie lękam się o swoje życie? Jeśli jestem ciężko pracującym ojcem, mężem; uczniem, który ma dużo nauki a nie mam czasu na modlitwę, zaniedbuję moich bliskich, to czy nie walczę sam o życie, czy nie przestaję wierzyć, że to Bóg jest Panem mojego życia? Dlatego, że boję się szeroko rozumianej śmierci, czuję, że muszę zawalczyć o swoje, zarobić, zatroszczyć się o swoje dobre imię, zabezpieczyć to czy tamto itp. I tak całe życie niepostrzeżenie zaczyna się koncentrować na mnie. Dlaczego? Bo nie rozumiem Krzyża. Bo jak uczniowie zwiewam spod krzyża. Nie wierzę, że krzyż jest drogą do życia. Nie wierzę, że Jezus przez Krzyż właśnie przyszedł, „aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli” (Hbr 2, 15). Paradoksalnie, ale to właśnie krzyż uwalnia od lęku przed śmiercią. Krzyż uwalnia, bo jest zdaniem się na Boga, który jest Dawcą Życia. To nie we mnie jest życie, tylko w Bogu i Krzyż mi to unaocznia, wręcz udowadnia.
Trzecie Słowo Jezusa z krzyża: „Niewiasto, oto syn twój; synu, oto matka twoja” to słowa „zaproszenia”, ale i „zapewnienia”. Słowa „zaproszenia” dla każdego z nas, aby przyjść pod krzyż wraz z Maryją, bo ona jest Niewiastą, która zaufała do końca, która przewędrowała duchową drogę od znaku w Kanie aż po ucztę weselną na krzyżu, na której Bóg karmi nas samym sobą, swoim Ciałem za nas wydanym i Krwią za nas przelaną. Ale te słowa Jezusa to też słowa „zapewnienia”. Jakby Jezus chciał nam powiedzieć: „Dziecko oto Matka twoja, weź ją do siebie, pod swój dach, zaproś ją do siebie by z nią pokonać swój lęk przed śmiercią; ona nauczy cię krzyża, nauczy cię przekraczać granice, które wydają ci się nie do przekroczenia”.
Maryjo, pomóż mi bym od dziś, wypowiadając słowa „módl się za nami, teraz i w godzinę śmierci naszej”, naprawdę prosił Cię o to byś modliła się za mnie bym nie uciekał przed krzyżem, bym nie bał się umierać, bo tylko trwając przy krzyżu, będę mógł spotkać Zmartwychwstałego.
Czy przyjmiesz Maryję pod swój dach? A anioł Boga mówi do Ciebie to samo, co mówił Józefowi: „Nie bój się wziąć do siebie Maryi” (Mt 1,21).

1 komentarz: