„Było już około godziny szóstej i mrok
ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona
przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego.
Po tych słowach wyzionął ducha” (Łk 23,44-46).
Zewnętrzne znaki towarzyszące śmierci
Jezusa – mrok, trzęsienie ziemi, rozdarcie zasłony przybytku, zmartwychwstanie
zmarłych (por. Mt 27,51-53) – ukazują, że śmierć Jezusa jest wydarzeniem
kosmicznym. Jest czymś co dotyka nie tylko ludzkiego serca, ale obejmuje cały
świat – całe stworzenie, bo całe stworzenie oczekuje wyzwolenia z niewoli
grzechu, zła by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych (por. Rz
8,19-23). Śmierć Jezusa na krzyżu jest Dniem Sądu – sądu nad szatanem, złem i
śmiercią. Ten dzień Sądu wielokrotnie był zapowiadany przez proroków. Prorok Amos pisze, że Dzień Pański – „On jest
ciemnością a nie światłem” (Am 5,18); że „Owego dnia – wyrocznia Pana Boga –
zajdzie słońce w południe i w jasny dzień zaciemnię ziemię” (Am 8,9). A prorok
Joel pisał: „Słońce zmieni się w ciemność, a księżyc w krew, gdy przyjdzie
dzień Pański, dzień wielki i straszny” (Jl 3,4). Znaki towarzyszące śmierci Jezusa były
zapowiadane przez proroków. Świadczą one o objawieniu się Bożej sprawiedliwości.
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, czyli tym, który jest wierny składanym
obietnicom a zapowiedział, że głowa węża-szatana zostanie zdeptana, że władca
tego świata zostanie precz wyrzucony. Świat drży, bo objawia się potęga samego
Boga. Może czasem nam się wydawać, że Pan Bóg jest słaby, że nie dotrzymuje
słowa, że tak naprawdę to można w życiu robić wszystko bez ponoszenia
jakichkolwiek konsekwencji, że zło jest potężniejsze niż dobro... Słowo Boże
wyraźnie mówi: „Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co
człowiek sieje to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim jako plon ciała zbierze
zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6,7-8).
Wśród znaków towarzyszących Jezusowej śmierci
jest jeden szczególny. Rozdarta zasłona w świątyni. Zasłona znajdowała się w
jerozolimskiej świątyni i stanowiła
przegrodę między Miejscem Świętym a Miejscem Najświętszym , w którym
przechowywano Arkę Przymierza. Zasłona była znakiem bariery między Bogiem a
człowiekiem. Mógł poza nią wchodzić jedynie arcykapłan. Wykonana była cała z
ciężkiej tkaniny i nie była pośrodku przedzielona na pół. I właśnie ta gruba, w
całości tkana zasłona w chwili śmierci Jezusa przedarła się na pół. Jakie
znaczenie miało to zdarzenie? Autor Listu do Hebrajczyków tak to wyjaśnia: „Ale
Chrystus zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i
doskonalszy, i nie ręką – to jest nie na tym świecie – uczyniony przybytek, ani
nie przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do
Miejsca Świętego i osiągnął wieczne odkupienie” (Hbr 9,12); „On nam
zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje” (Hbr
10,20). Trudne słowa, ale autor listu do Hebrajczyków chce nam po prostu
powiedzieć, że Jezus jest naszym kapłanem. Innymi słowy, Jezus jest naszą
autostradą do nieba. Już nie ma między nami a Bogiem żadnej bariery, już nie ma
między ziemią a niebem żadnych przejść granicznych, już nie potrzeba żadnych
paszportów, dowodów osobistych. Bo jedynym paszportem na drogę do nieba jest
krew Jezusa. „Mamy więc bracia pewność, iż wejdziemy do Miejsca Świętego przez
krew Jezusa” (Hbr 10,19). Krew Jezusa naszą przepustką do nieba a rozdarta
zasłona to znak rozdartego na krzyżu ciała Jezusa. Dzięki rozdarciu Ciała
Jezusa ukazało się nam prawdziwe oblicze Boga – Boga, który kocha kosztem
siebie. Śmierć Jezusa jest zarówno Sądem nad światem, nad złem ale jednocześnie
jest objawieniem nieskończonej miłości Boga.
„Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha
mego”. Siódme, ostatnie słowo Jezusa wypowiedziane z krzyża. Te słowa, podobnie
jak wołanie „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”, zaczerpnięte są z Psałterza.
Tym razem z Psalmu 31. Jezus znowu modli się na krzyżu. Przywołuje słowa psalmu,
który jest lamentacją, wołaniem w cierpieniu, ale jednocześnie, podobnie jak
rozważany już przez nas Ps 22, jest hymnem uwielbienia. Obok wołania – „jestem
w ucisku”, „zgryzota trawi moje życie”, „kto mnie ujrzy na ulicy ucieka ode
mnie”, „słabnie me oko, moja siła i wnętrzności” – w słowach psalmu 31. rozlega
się pełne nadziei wołanie – „ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie”, „w Twoim
ręku są moje losy”, „błogosławiony niech będzie Pan, który okazał cuda swoje i
łaski”. Jezus doświadczony cierpieniem, ale jednocześnie pełen ufności w
obecność Ojca. Bo czyż to słowo „powierzam ducha mego” nie jest wyrazem
całkowitego zaufania?! Często używamy tego zwrotu: „powierzyłem komuś jakieś
zadanie, jakąś sprawę”. To znaczy, że zaufałem, że ten ktoś pomyślnie tę sprawę
rozwiąże, doprowadzi do celu. Jezus w godzinie śmierci powierza Bogu nie coś,
ale swojego ducha – siebie. Zobacz, nie powiedział na krzyżu: „Boże oddaj mi
życie”, lecz „Ojcze tobie oddaję mojego ducha”. Innymi słowy: „ja nie mam teraz
żadnych swoich planów, pomysłów, nie domagam się niczego dla siebie, Tobie
oddaję mojego ducha, Tobie powierzam moją sprawę”. A w Psalmie 31 tak czytamy:
„W ręce Twoje powierzam ducha mojego. Ty mnie wybawiłeś, Panie, Boże wierny”. To
jest sekret Jezusowej śmierci! Ufność w to, że: „Ty Boże już mnie wybawiłeś.
Jeszcze tego nie doświadczyłem, jeszcze jestem na krzyżu, ale wiem, że Ty mnie
już wybawiłeś, wiem, że ty nie pozwolisz mi umrzeć!”
Te ostatnie słowa Jezusa kierują wzrok w
stronę godziny mojej śmierci. Moja godzina śmierci… Może to jeszcze dla mnie
bardzo odległa perspektywa, bo jestem młody i myślę, że całe życie przede mną.
Może już podeszły wiek, poważna choroba, poczucie, że sił coraz mniej i ta
myśl, że być może ten dzień już jest blisko… Ojciec Pierre Marie Delfieux – niesamowity
człowiek, założyciel monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, zmarł niedawno, 21
lutego. Gdy spadł na niego jakiś czas temu werdykt – rak, przerzuty – jego
przyjaciele zaświadczyli, że nie było w nim żadnej histerii. Zdawał się mówić: „Jestem
gotowy, idę do Jeruzalem niebieskiego. Zrozumiałem, że śmierć to największy akt
miłości, jaki możemy oddać Bogu. Pomogła mi w tym wdowa z Ewangelii. Te dwa
grosiki, które wrzuciła do skarbony to dusza i ciało. Jedyne, co możemy oddać
Bogu”. „Śmierć to największy akt miłości, jaki możemy oddać Bogu”. Piękne
słowa! Jakże to proste, a jednocześnie jakże trudne… Proste – bo przecież życie
jest darem, otrzymałem je, nie jest moją własnością, ale dobrem mi powierzonym.
A z drugiej strony jakże to trudne by ze śmierci uczynić akt miłości – bo tak
łatwo przywiązujemy się do daru a zapominamy o Dawcy, bo tak często myślimy, że
życie jest moje i go nie oddam, bo tak łatwo wątpimy w otwarte z miłości
ramiona Boga.
„Po tych słowach wyzionął ducha” – pisze
św. Łukasz. A św. Jan napisze, że w chwili konania Jezus „tchnął ducha”. To
jest pierwsze zesłanie Ducha Świętego. Jezus z wysokości krzyża daje swojego
Ducha – oddaje Ducha Ojcu, ale daje też tego Ducha nam, którzy jesteśmy pod
krzyżem. Tylko pytanie: czy jestem razem z Jezusem w godzinie krzyża? Czy
wierzę w Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego? Nie, to źle postawione
pytanie. Nie czy wierzę w Jezusa, ale czy wierzę Jezusowi ukrzyżowanemu i
zmartwychwstałemu? Czy wierzę Mu? Czyli czy mu ufam, Jemu jako Osobie? Jeśli
ufam w godzinie krzyża to Duch jest mi dany, to „już nie ja żyję, lecz żyje we
mnie Chrystus”.
Siedem słów Jezusa wypowiedzianych z
wysokości krzyża to siedem kolejnych kroków w głąb tajemnicy naszej wiary –
tajemnicy Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. To jak powiedzieliśmy sobie
w czasie pierwszego kazania – testament naszego Zbawiciela. Pierwsze słowo
Jezusa – „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” – odsłoniło przed nami
rzeczywistość bezwarunkowego przebaczenia, które wypływa z tajemnicy krzyża.
Drugie słowo – „Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze mną będziesz w raju” – ukazało
nam wielkość Bożego miłosierdzia, które nie ma granic. Trzecie słowo – „Oto syn
Twój, oto Matka twoja” – to słowo zaproszenia dla każdego z nas, aby przyjść
pod krzyż wraz z Maryją oraz słowo zapewnienia, że Maryja pomoże mi pokonać mój
lęk przed śmiercią. Czwarte słowo – „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” –
to prawda o tym, że Bóg nie opuszcza mnie w największej otchłani, ciemności
mojego życia. Piąte słowo – „Pragnę” – to słowo Boga, który jest Miłością i
pragnie mojej miłości. Szóste słowo – „Wykonało się” – to słowo zwycięstwa, bo
jedynie miłość zawsze zwycięża. I wreszcie siódme słowo – „Ojcze, w Twoje ręce
powierzam ducha mego” – to słowo ostatniego aktu miłości, czyli śmierci.
Rozważając słowa Jezusa z krzyża,
zobaczyliśmy piękno tajemnicy krzyża. Tak piękno!!! Tajemnicy, która zawiera w
sobie każdy nasz życiowy krzyż i która wlewa wielką nadzieję, że Bóg jest nam
bliski, jest bliski mi. Te rozważania ukazały nam, że to co działo się na
krzyżu to wydarzenie kosmiczne obejmujące cały Wszechświat; że Męka Jezusa to
wydarzenie historyczne – „umęczon pod Ponckim Piłatem” – a nie jakaś bajka; i
wreszcie, że to wydarzenie kulminacyjne dla historii zbawienia – czyli wielkiej
akcji ratunkowej, którą Bóg podjął, by mi grzesznikowi dać życie – bo w tym
wydarzeniu wypełniły się wszystkie wcześniejsze prorockie zapowiedzi.
Oby te rozważania, jak to powiedzieliśmy
sobie w czasie pierwszego rozważania, nie były dla nas jedynie informacją, że
oto pewien człowiek umarł i coś na pamiątkę nam pozostawił. Słowo Jezusa nie
pozostało jedynie na papierze! Zobaczyliśmy, że tych siedem słów wciąż żyje! Z
pokorą błagajmy Boga, by dał nam łaskę wiary, abyśmy jak poganin-setnik stojący
pod krzyżem wyznali: „Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15,39). O to
bowiem chodzi. O wydarzenie wiary rodzącej się w moim sercu, czyli o wzrok
utkwiony w krzyżu.
Jezu, Twój krzyż jest dla mnie
wszystkim. Twój krzyż jest moim zwycięstwem. W Twoim krzyżu mój ratunek. W
Twoim krzyżu moje życie. Obym w moim życiu nie zniweczył Chrystusowego krzyża
(por. 1 Kor 1,17). Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz