Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

czwartek, 7 marca 2013

O przebaczeniu słów kilka


Ostatnio obejrzałem z uczniami na lekcji film „October baby”. Polecam. Ciekawe „życiowe story”. Dziewczyna, która ma poplątane życie dochodzi do takiego momentu, że dowiaduje się prawdy o swojej przeszłości. Świat jej się wali. Postanawia wyruszyć w podróż – fizyczną, ale też i duchową – aby odkryć swoją tożsamość. I od pewnego momentu „wszystko staje się dla niej nowe”. Od jakiego momentu?
PRZEBACZENIA. To kluczowe słowo dla zrozumienia przesłania tego filmu. Nie będę pisać o filmie (po prostu warto obejrzeć), ale chcę nawiązać do dyskusji z uczniami, która odbyła się po filmie. Ujmę to w postaci pewnych ogólnych wniosków by nie przytaczać tego, co kto mówił.

Pierwsza sprawa. Jakoś intuicyjnie wyczuwamy potrzebę przebaczenia. Dlaczego? No bo ktoś coś mi zrobił to lepiej mu wybaczyć, żeby poczuć się lepiej, żeby mostów za sobą nie palić… Ale kiedy przychodzi konkretne zdarzenie – ktoś mnie obraził, usiłował zabić – to wtedy już owo przebaczenie natrafia na silny opór: „jakże mam wybaczyć, przecież on mnie skrzywdził, przecież to byłoby naiwne z mojej strony pozwolić by ktoś mnie tak traktował”. Z jednej strony czujemy, że dobrze wybaczać, bo coś z tego jednak mamy, ale z drugiej strony jesteśmy w przebaczaniu warunkowi (to wybaczę, a tego już nie). Tymczasem prawdziwe przebaczenie albo jest i obejmuje każde doświadczenie zła, niesprawiedliwości albo go nie ma.
Skąd takie trudności w przebaczeniu? Pierwsza zasadnicza trudność to taka, że nie potrafimy przebaczać, bo sami nie mamy takiej mocy w sobie. A na czym ta moc polega i skąd ją czerpać. Ta moc przebaczenia polega na bezwarunkowej miłości – nie kocham za coś, ale kocham, bo kocham. Miłość przebaczająca to miłość, która ma jedno jedyne uzasadnienie, którym jest ona sama – miłość. Skąd czerpać taką moc – miłość przebaczającą. Wypływa ona z krzyża Jezusa. To jest źródło tej duchowej „energii”. Jezus kocha bezinteresownie, kocha do końca i kocha każdego, kocha tych, którzy go niszczą – grzeszników. Jeśli więc opór w przebaczaniu to dlatego, że we mnie nie ma takiej miłości, że we mnie nie ma doświadczenia bezwarunkowej miłości. Nie czuję się tak kochany, a jeśli ja nie czuję się tak kochany to jak mogę kogoś obdarzyć czymś czego sam w sobie nie mam?! Jest to dla mnie niemożliwe.
Wydawać się może, jak to usłyszałem, że takie mówienie o przebaczeniu, że powinno się każdemu wybaczyć i zawsze, że to nieżyciowe. Że to tak w życiu nie jest, że to takie religijne gadanie. Oczywiście, że to nie jest życiowe w tym sensie jak to ukazuje świat. Ktoś ci coś zrobił, oddaj mu. Ale jest to jak najbardziej życiowe z punktu widzenia Ewangelii i życia na maksa. W jakim sensie? Przebaczenie wyzwala w człowieku wielkie pokłady życia!!! Jakie? Poczucie wolności, własnej godności. Jeśli ja komuś wybaczam to znaczy, że nie jestem niewolnikiem tego zła, które mnie uderzyło, nie wchodzę w ten sam mechanizm działania. Staje się od tego uwolniony, jest we mnie przebaczająca miłość Boga a tym samym życie, a więc choć ktoś mnie chciał zniszczyć to wybaczając, otrzymuję od Boga „pakiet życia”, bo działam w Jego Duchu. Niesamowita sprawa!
Czy przebaczyć to być naiwnym? Żadną miarą. Przebaczyć to znaczy w najwyższym stopniu być realistą. To znaczy, zobaczyć, że jest zło, które mnie dotyka, może i niszczy, ale ja mu się nie poddaję, ja jestem od tego wolny. Przebaczenie może oznaczać, jak w filmie „Fireproof”, że trwam przy mężu/żonie choć on mnie rani, ale dzięki temu, że wybaczam mu/jemu to spowoduje w tej drugiej osobie przemianę serca, myślenia. Ale również przebaczenie może oznaczać, że wybaczam, ale odchodzę (separacja), bo ktoś niszczy moją godność i nie jest w stanie tego zobaczyć dopóki nie zostanie sam ze swoim problemem, dopóki sam na sobie nie doświadczy skutków zła, które czyni.
Dlaczego zatem tak trudno wybaczać? Po pierwsze, bo nie ma w nas tego Bożego powera (nie ma w nas takiego przeżywania wiary) a po drugie, i to jest największa przeszkoda, życie w mentalności odwetu (cios za ciosem) jest o wiele łatwiejsze. Łatwiejsze w tym sensie, że takie zachowanie ma znamiona zwierzęcego instynktu (impuls-reakcja) i nie wymaga od człowieka wejścia w przestrzeń życia osobowego, czyli poznania godności człowieka i poznania swojego wewnętrznego świata przeżyć, myśli, pragnień. Świat proponuje nam mentalność zwierzątka, która nie zastanawia się nad swoimi impulsami („Ugryzł mnie to i ja jego ugryzę”). A Bóg proponuje nam mentalność dziedzica Bożego Królestwa („Ugryzł mnie? Nie szkodzi, rana się zagoi, ale ja do takiego poziomu nie zejdę”).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz