Ostatnio
obejrzałem z uczniami na lekcji film „October baby”. Polecam. Ciekawe „życiowe story”.
Dziewczyna, która ma poplątane życie dochodzi do takiego momentu, że dowiaduje
się prawdy o swojej przeszłości. Świat jej się wali. Postanawia wyruszyć w
podróż – fizyczną, ale też i duchową – aby odkryć swoją tożsamość. I od pewnego
momentu „wszystko staje się dla niej nowe”. Od jakiego momentu?
PRZEBACZENIA.
To kluczowe słowo dla zrozumienia przesłania tego filmu. Nie będę pisać o
filmie (po prostu warto obejrzeć), ale chcę nawiązać do dyskusji z uczniami,
która odbyła się po filmie. Ujmę to w postaci pewnych ogólnych wniosków by nie
przytaczać tego, co kto mówił.
Pierwsza sprawa.
Jakoś intuicyjnie wyczuwamy potrzebę przebaczenia. Dlaczego? No bo ktoś coś mi
zrobił to lepiej mu wybaczyć, żeby poczuć się lepiej, żeby mostów za sobą nie
palić… Ale kiedy przychodzi konkretne zdarzenie – ktoś mnie obraził, usiłował
zabić – to wtedy już owo przebaczenie natrafia na silny opór: „jakże mam
wybaczyć, przecież on mnie skrzywdził, przecież to byłoby naiwne z mojej strony
pozwolić by ktoś mnie tak traktował”. Z jednej strony czujemy, że dobrze
wybaczać, bo coś z tego jednak mamy, ale z drugiej strony jesteśmy w
przebaczaniu warunkowi (to wybaczę, a tego już nie). Tymczasem prawdziwe przebaczenie
albo jest i obejmuje każde doświadczenie zła, niesprawiedliwości albo go nie ma.
Skąd takie
trudności w przebaczeniu? Pierwsza zasadnicza trudność to taka, że nie
potrafimy przebaczać, bo sami nie mamy takiej mocy w sobie. A na czym ta moc
polega i skąd ją czerpać. Ta moc przebaczenia polega na bezwarunkowej miłości –
nie kocham za coś, ale kocham, bo kocham. Miłość przebaczająca to miłość, która
ma jedno jedyne uzasadnienie, którym jest ona sama – miłość. Skąd czerpać taką
moc – miłość przebaczającą. Wypływa ona z krzyża Jezusa. To jest źródło tej
duchowej „energii”. Jezus kocha bezinteresownie, kocha do końca i kocha
każdego, kocha tych, którzy go niszczą – grzeszników. Jeśli więc opór w
przebaczaniu to dlatego, że we mnie nie ma takiej miłości, że we mnie nie ma
doświadczenia bezwarunkowej miłości. Nie czuję się tak kochany, a jeśli ja nie
czuję się tak kochany to jak mogę kogoś obdarzyć czymś czego sam w sobie nie
mam?! Jest to dla mnie niemożliwe.
Wydawać się
może, jak to usłyszałem, że takie mówienie o przebaczeniu, że powinno się
każdemu wybaczyć i zawsze, że to nieżyciowe. Że to tak w życiu nie jest, że to
takie religijne gadanie. Oczywiście, że to nie jest życiowe w tym sensie jak to
ukazuje świat. Ktoś ci coś zrobił, oddaj mu. Ale jest to jak najbardziej
życiowe z punktu widzenia Ewangelii i życia na maksa. W jakim sensie?
Przebaczenie wyzwala w człowieku wielkie pokłady życia!!! Jakie? Poczucie
wolności, własnej godności. Jeśli ja komuś wybaczam to znaczy, że nie jestem
niewolnikiem tego zła, które mnie uderzyło, nie wchodzę w ten sam mechanizm
działania. Staje się od tego uwolniony, jest we mnie przebaczająca miłość Boga
a tym samym życie, a więc choć ktoś mnie chciał zniszczyć to wybaczając,
otrzymuję od Boga „pakiet życia”, bo działam w Jego Duchu. Niesamowita sprawa!
Czy przebaczyć
to być naiwnym? Żadną miarą. Przebaczyć to znaczy w najwyższym stopniu być
realistą. To znaczy, zobaczyć, że jest zło, które mnie dotyka, może i niszczy,
ale ja mu się nie poddaję, ja jestem od tego wolny. Przebaczenie może oznaczać,
jak w filmie „Fireproof”, że trwam przy mężu/żonie choć on mnie rani, ale
dzięki temu, że wybaczam mu/jemu to spowoduje w tej drugiej osobie przemianę
serca, myślenia. Ale również przebaczenie może oznaczać, że wybaczam, ale
odchodzę (separacja), bo ktoś niszczy moją godność i nie jest w stanie tego
zobaczyć dopóki nie zostanie sam ze swoim problemem, dopóki sam na sobie nie
doświadczy skutków zła, które czyni.
Dlaczego zatem
tak trudno wybaczać? Po pierwsze, bo nie ma w nas tego Bożego powera (nie ma w
nas takiego przeżywania wiary) a po drugie, i to jest największa przeszkoda,
życie w mentalności odwetu (cios za ciosem) jest o wiele łatwiejsze. Łatwiejsze
w tym sensie, że takie zachowanie ma znamiona zwierzęcego instynktu (impuls-reakcja)
i nie wymaga od człowieka wejścia w przestrzeń życia osobowego, czyli poznania
godności człowieka i poznania swojego wewnętrznego świata przeżyć, myśli,
pragnień. Świat proponuje nam mentalność zwierzątka, która nie zastanawia się nad
swoimi impulsami („Ugryzł mnie to i ja jego ugryzę”). A Bóg proponuje nam
mentalność dziedzica Bożego Królestwa („Ugryzł mnie? Nie szkodzi, rana się zagoi,
ale ja do takiego poziomu nie zejdę”).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz