Pierwsze słowo Jezusa – „Ojcze przebacz
im, bo nie wiedzą, co czynią” – odsłoniło przed nami rzeczywistość
bezwarunkowego przebaczenia, które wypływa z tajemnicy krzyża. Drugie słowo –
„Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze mną będziesz w raju” – ukazało nam możliwość
całkowitego zdania się w naszym życiu na Boże miłosierdzie, które nie ma
granic. Trzecie słowo – „Oto syn Twój, oto Matka twoja” – to słowo zaproszenia
dla każdego z nas, aby przyjść pod krzyż wraz z Maryją oraz słowo zapewnienia,
że Maryja pomoże mi pokonać mój lęk przed śmiercią.
Dziś stajemy w mroku Golgoty, by
usłyszeć czwarte słowo Zbawiciela: „Eli, Eli, lema sabachthani? to znaczy Boże
mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46). „Od godziny szóstej mrok
ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej”. Przejmującą ciemność Golgoty.
Niebo pokryte chmurami. Słońce przestało dawać swój blask. Na górze zgromadzona
grupa gapiów, szyderców, żołnierzy-oprawców i garstka tych, którzy pozostali
wierni Jezusowi – kobiety i uczeń Jan. Ta ciemność to ciemność ludzkiego
grzechu, ciemność rozłąki i oddzielenia.
„Około godziny dziewiątej Jezus zawołał
donośnym głosem: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27, 46; Mk 15, 34).
Mateusz i Marek przekazują nam głośne zawołanie Jezusa w formie mieszaniny
języka aramejskiego z hebrajskim. Jak rozumieć te słowa Jezusa… Czy Jezus
pogrążył się w rozpaczy, zwątpił w obecność Boga? Dlaczego właśnie te słowa
Jezus wykrzyczał na krzyżu na chwilę przed swoją śmiercią? Co nam mówi to słowo
Jezusa?
Jezus już wisi trzecią godzinę na
krzyżu. Ręce i nogi przybite do krzyża. Oddech staje się coraz płytszy. Każde
nabranie powietrza staje się wielkim wysiłkiem sprawiającym ogromny ból. I w
takim właśnie doświadczeniu Zbawiciel woła: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”.
Jezus nie prosi Boga o zdjęcie z krzyża. Nie woła by się już to szybko
zakończyło, ale przyzywa obecności Boga. Wzywa Go w godzinie konania. A cóż to
znaczy wzywać Boga, przyzywać Jego obecności? To nic innego jak modlić się. Słowa
Jezusa są modlitwą – Jezus umierając, modli się. Ale nie jest to zwyczajna
modlitwa. Wydarzenie śmierci Jezusa staje się wypełnieniem słów modlitwy zanoszonej
przez Jezusa – słów Psalmu 22, a jednocześnie słowa tej modlitwy stają się dla
nas kluczem do zrozumienia tego, co się wydarzyło.
„Eloi, Eloi, lama sabachthani” to
pierwsze słowa Psalmu 22. Jak wszyscy Żydzi Jezus recytował psalmy w swych
codziennych modlitwach. Modlił się nieustannie, bo jak mówił – „Ja i Ojciec
jedno jesteśmy” (J 10,30). Ale to nie jest jakiś tam sobie psalm, który Jezus
przywołuje. Wołanie Jezusa na krzyżu nie jest jakimś ogólnie rozumianym
wołaniem w opuszczeniu. Jezus modli się słowami wielkiego Psalmu cierpiącego
Izraela. W ten sposób bierze na siebie całe udręczenie nie tylko samego
Izraela, ale wszystkich ludzi cierpiących z powodu ukrywania się Boga. Czytamy
w tymże Psalmie: „Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, wołam i nocą,
a nie zaznaję pokoju” (w. 3). „Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko
ludzkie i wzgardzony u ludu. Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
rozwierają wargi, potrząsają głową: Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, niechże go
wyrwie, jeśli go miłuje” (w. 7-9).
Jezus przyjął do swojego wnętrza
doświadczenie bólu nieobecności Boga, bo to właśnie grzech odtrąca Boga, a jak
pisze św. Paweł (2 Kor 5, 21) „On dla nas stał się grzechem”. Jezus doświadczył
dla mnie śmierci, gdyż jest ona konsekwencją grzechu. Dokonał tego, aby
pozwolić Bogu wkroczyć nawet do otchłani śmierci, wszędzie tam gdzie jest moje
cierpienie. Syn Boży musiał doświadczyć bólu nieobecności Boga po to, byśmy mogli
powrócić do obecności Boga – to właśnie jest zbawienie.
Jezus toczy na krzyżu w sobie walkę,
abyśmy my w Nim odnieśli zwycięstwo. Jak ta walka przebiega? Ukazują ją słowa
Psalmu 22. To w tym psalmie, już setki lat przed wydarzeniem Golgoty, autor
natchniony w sposób proroczy opisał to, co się wydarzy – „rozwierają przeciwko
mnie swoje paszcze; moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do
podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci; przebili ręce i nogi moje; moje
szaty dzielą między siebie i losy rzucają o moją suknię”. Cała Męka Jezusa
proroczo opisana. Ale czy tylko Męka? Poczynając od w. 22, styl Psalmu nagle się
zmienia. Umierający człowiek nie mówi już o cierpieniu, lecz zwraca się
całkowicie ku Bogu z wielką nadzieją. Czytamy w Psalmie: „Będę głosił imię
Twoje swym braciom i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia: Chwalcie Pana wy, co
się Go boicie, sławcie Go, całe potomstwo Jakuba; bójcie się Go, całe potomstwo
Izraela! Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył
przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego” (w.
23-25). W modlitwie Jezusa tym Psalmem zawarta jest już pewność wysłuchania
Jego wołania do Ojca. Pewność wysłuchania, która nastąpi w momencie Zmartwychwstania
i będzie objawiona „wielkiemu zgromadzeniu” – najpierw świadkom
Zmartwychwstania a potem całemu światu. Wołanie Jezusa na krzyżu jest więc
pewnością zbawienia, czytamy bowiem w Psalmie: „A moja dusza będzie żyła do
Niego, potomstwo moje Jemu będzie służyć, opowie o Panu pokoleniu przyszłemu, a
sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi: Pan to uczynił” (w.
30-32). Zwięźle ujął to św. Jan, pisząc: „światłość w ciemności świeci i
ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,5). Mowa tu o Jezusie – mroku Golgoty i
Światłości, którą On jest.
Jezus przeżywa na krzyżu walkę.
Demon z pewnością chciał wykorzystać tę chwilę. Może nawet już myślał, że to
wołanie Jezusa jest wyrazem tego jak rozpada się jedność Trójcy Świętej. Szatan
zdaje się szeptać Jezusowi jak kiedyś mówił Elifaz, jeden z przyjaciół do
Hioba: „Czyż Bóg nie wyższy od nieba?
Patrz w niebo! Jak gwiazdy wysoko! Czy Bóg wie cokolwiek, czy spoza chmur może
sądzić? Chmura – zasłoną: Nie widzi. Chodzi po strefach niebieskich (Hi
22,12-14). Oblicze swe od Ciebie odwrócił…” A Jezus odpowiada: „Boże mój, Boże,
w moim ciele cała ludzkość woła: Pan mnie
opuścił, Pan o mnie zapomniał (Iz 49,14)… Jednak Ja, najbardziej samotny
człowiek na ziemi: wiem – Wybawca mój żyje
(Hi 19,25)!” Tak, Jezus przeszedł przez ciemność, żebym ja mógł żyć w
światłości.
„Słysząc to, niektórzy ze stojących tam
mówili: On Eliasza woła”. Ludzie, słyszący wołanie Jezusa kompletnie tych słów nie
zrozumieli. Może i ja stoję wobec tajemnicy krzyża Jezusa, mając lat 20, 40 lub
60 i nadal nic z tego nie pojmuję. I wcale nie chodzi tu jedynie o jakieś
intelektualne zrozumienie, rodzaj jakiejś wiedzy. Wręcz przeciwnie. Chodzi tu o
nasze spontaniczne wołanie, kiedy zdarzają się w życiu różne sytaucje –
„dlaczego Pan Bóg mnie pokarał takim krzyżem, dlaczego to dziecko urodziło się
takie chore, dlaczego on zginął chociaż nic nie zawinił”. Jeżeli tak myślę i
wołam to znaczy, że wymazałem z Pisma Świętego, ale przede wszystkim z mojego
serca, wołanie Jezusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. To znaczy, że
tak naprawdę nigdy nie usłyszałem tego wołania Jezusa. To znaczy, że nigdy nie
poczułem tego, że On jest tam gdzie największa ciemność i cierpienie. I dlatego
nie jestem w stanie w takich momentach powiedzieć: „Jezu dziękuję Ci, że jesteś
ze mną w tej otchłani”, lecz mówię – „Gdzie ty jesteś? To twoja wina”. Ale
pomyśl przez chwilę: jak to może być Jego wina? Jak to może być wina tego,
który był bez winy, a dobrowolnie dla nas uczynił się winnym?!
Czwarte słowo z krzyża Zbawiciela pokazuje
nam, że w wielkim utrapieniu i nieszczęściu można płakać, można a nawet trzeba
wzywać Boga. Gdy skarżymy się Bogu na swą biedę, gdy oskarżamy Go o swoje
cierpienie, nie odwracajmy się od Niego, lecz raczej zmagajmy się chwilowo z
Bogiem w pełnym emocji dialogu. Właśnie wtedy, gdy cierpienie nas dręczy,
trzeba tym goręcej wzywać Boga i wołać do Niego: „Boże mój, Boże mój, czemuś
mnie opuścił”. Choćby nam się nawet zdawało, ze Bóg nas opuścił – On zawsze
był, jest i będzie przy nas, bo jest naszym Ojcem i Bogiem. Bądźmy wierni Bogu
nawet w największym opuszczeniu i oschłości. Nie tylko wtedy, gdy wszystko
pięknie się układa. Ale tak jak Jezus trzeba nam modlić się do Boga, rozmawiać
z Nim, uwielbiać i dziękować za każde doświadczenie!!! A wtedy wypełnią się w
naszym życiu słowa modlitwy Jezusa: „Ubodzy będą jedli i nasycą się, chwalić
będą Pana ci, którzy Go szukają. Niech serca ich żyją na wieki” (Ps 22,27).
Może warto dziś wieczorem pomodlić
się inaczej niż zwykle. Może warto by ten czas Wielkiego Postu nie skończył się
na tym, że przyjdę, posłucham i pójdę. Zachęcam, otwórz dziś w domu Pismo
Święte, najważniejszą księgę, jaką mam nadzieję, że masz w domu. I pomódl się
Psalmem 22. Spotkaj się dziś osobiście z Bogiem w swojej izdebce i pomódl się
jak Jezus. Masz swój krzyż. Nie uciekaj przed krzyżem, nie obrażaj się na Boga.
Ale wzywaj Jego obecności. A On jest przy Tobie nawet w największych
ciemnościach. On jest na krzyżu.
Ahoj Michale!
OdpowiedzUsuńTrudno wysłowić i opisać te uczucia i przemyślenia, obudzone dzięki Tobie.
Słowa...
Skupię się na jednym z siedmiu słów. Na pragnieniu. Tak jak mi się wydaje, piszę.
Do ostatniej chwili życia pragnąć. Tak myślę, - pragnienie to piękny i trudny dar. Czasem czuję, że krzyż symbolizuje pragnienie. Że w tym jest sens życia, by nie wyrzekać się pragnień, ale zwracać się z nimi do Boga, skąd pochodzą od początku do końca naszego życia. Są trochę jak drogowskazy, które według woli, człowiek interpretuje. A ma wolność. Chyba gdzieś między zjednoczeniem a rezygnacją rodzi się pragnienie.
Czy takie życie może podobać się Bogu, który przez nas przemierza ten piękny świat Wibracji Stworzenia, swojej Boskiej Wyobraźni. Tylko jakoś tak trudno każdego Pragnienia szukać właśnie w Bogu i w tej naszej cząstce Jego pomysłu na nas samych.
Zadałem sobie jakiś czas temu, może proste pytanie "czego w Prawdzie pragnął Jezus, a co podał mu Świat?" I jakie to trudne, pragnąć aż do końca. Być skupionym i skoncentrowanym na tym, w co uwierzymy, że jest naszym największym życiowym pragnieniem. Być skupionym aż do ostatniej chwili. Ta jedna chwila jest zarazem symboliczna i dosłowna - w tym chyba jej piękno, że daje zrozumienie albo go nie daje.
Czasem się zastanawiam, jak często człowiekowi pragnącemu Miłości podaje się coś materialnego, zupełnie nieprzystającego - tak jak podany Jezusowi ocet. A człowiek cierpi, pragnąc, bo nie może zaznać spełnienia w materii - która jest namiastką, czym więcej? Aż dokąd nie odda Ojcu w Niebie swojego Ducha - Światła Bożego, które przecież jest Bogiem w nim samym, bo od Boga pochodzi. Gdy człowiek zrozumie tę jedność - nie ma dla niego barier, bo wiara nie jest już drogą do Prawdy - ale Prawdą. I żyje pełnią.
Ile prościej w ten sposób pisać - niż żyć w ten sposób.
Religia, tak sobie myślę, jest trochę jak tratwa. Pozwala dopłynąć do drugiego brzegu, ale na nowym lądzie poznania Boga, jest niepotrzebna. Myślę czasem, że kapłani, to tacy żeglarze, którzy przewożą ludzi na tratwach - na drugi, niematerialny brzeg. To piękna misja. Ale czy i oni nie muszą kiedyś porzucić swojej tratwy, by nie przywiązać się do niej i do wiatrów morza - zbyt mocno?
Z innej już całkiem strony, czuję, że to, że pojęcie winy istnieje, to największa kula u nogi Nadziei. Sprawia, że cierpimy, ale to nie Bóg czyni nas winnymi. To kwestia języka i pojęć - które kierują w nas uczuciami.
Skoro Bóg daje nam dzień do życia, to czy po to, byśmy cierpieli za winę? Czy po to, byśmy radowali się tym dniem, który jest szansą by wszystko zmienić i budować. Kochać i zrozumieć, że to co my jesteśmy w stanie wybaczyć sobie i innym, to o wiele więcej Bóg wybacza w Miłości.
Dobrze jest żyć i oddychać z myślą, że wszystko co czujemy, jest szansą na odnalezienie źródła - intuicyjne, bo czy rzeka płynąc swoim nurtem, myśli jeszcze o źródle, czy o tym, gdzie jest i dokąd prowadzi jej pełen różnych prądów - nurt. Czym jest to morze, o którym śpiewał deszcz...
Ale się rozpisałem... To zasługa Twoich rozważań. Trudno to wszystko wyrazić, co w zetknięciu z nimi się budzi. Bardzo ciekawy blog. Warto było do tu do Ciebie zajrzeć Michale i przepłynąć Twoją Tratwą - do Psalmu 22!
:)
Bywaj zdrów!
Damian
To co napisałeś to zdecydowanie nie jest komentarz. To Twój osobisty rejs! Coś pięknego. Płyń, płyń, piękny jest ocean życia. To Bóg jest Życiem. Powtarzam to ostatnio z uporem maniaka, najpierw sobie, ale także tym, do których Bóg mnie posyła. Do zobaczenia, usłyszenia!
Usuń