Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

sobota, 21 stycznia 2012

3 niedz. zwykła, rok B

Kochani, Jezus po wydarzeniu chrztu w Jordanie i doświadczeniu kuszenia na pustyni przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Od jakich słów rozpoczął swoją misję głoszenia Ewangelii? „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Te słowa stanowią zasadnicze tło rozpoczynającej się misji Jezusa, a także powołania pierwszych uczniów. Co oznaczają te słowa? Jak je rozumieć? Greckie słowo, oddane przez polskie „nawracajcie się”, można by przetłumaczyć jako „miejcie inne myślenie, inną mentalność”. Innymi słowy: miejcie inny sposób pojmowania i przeżywania wszystkiego co was spotyka w życiu. O jaki inny sposób chodzi? O to by całe nasze życie było kształtowane w Duchu Chrystusa. Nie chodzi więc tu o zmianę jakiejś jednej wady, wypełnienie jakiegoś jednego, dobrego postanowienia, ale o radykalną przemianę całego życia, którego Panem i Centrum staje się Jezus Chrystus a nie ja sam. I zwróćmy uwagę, że ta przemiana rozpoczyna się od zmiany myślenia, od zmiany mojego patrzenia na Boga, siebie, na drugiego człowieka i na świat. Ta zmiana jest konsekwencją doświadczenia bliskości Boga w Chrystusie, Boga, który stał się jednym z nas, który przyszedł uratować grzeszników, który jest Sensem życia! I to zmiana z mojego myślenia na Boże owocuje dopiero zmianą mojego postępowania.
Kochani, właśnie wezwanie do nawrócenia staje się tłem powołania pierwszych uczniów. Dlaczego? Bo nawrócenie i wiara znajdują się w ścisłej relacji. Nawrócenie nie może istnieć bez wiary a wiara bez nawrócenia. Powołanie rodzi się, jak mówiliśmy o tym tydzień temu w kontekście ewangelii św. Jana, z osobistego spotkania z Chrystusem, a to spotkanie to właśnie nawrócenie.
Kochani bracia i siostry! Powstaje jednak palące pytanie. Dużo powiedzieliśmy już o wierze, o nawróceniu, o tym czym jest powołanie, ale jak ja mam żyć, dziś, tutaj w Toruniu, życiem prawdziwie chrześcijańskim? Pierwsza część odpowiedzi na to pytanie będzie diagnozą. Druga, ukazaniem drogi wyjścia, drogi nadziei. Żeby odpowiedzieć na pytanie jak być chrześcijaninem dziś w Polsce, w Europie trzeba w świetle wiary popatrzeć jaka jest Polska, jaka jest Europa? Polska coraz bardziej staje się pogańska, nie mówiąc już o Europie Zachodniej (klasycznym przykładem jej duchowego stanu są minione rządy Zapatero w Hiszpanii). Kochani, popatrzmy jednak na siebie. Czy mówimy dziś w domu, na ulicy, czy w środowisku pracy nasze tradycyjne polskie „Szczęść Boże”, „Z Bogiem”? Czy mamy w domu kropielnicę przy drzwiach? Czy modlimy się z dziećmi przed snem, czy błogosławimy je znakiem krzyża, kiedy idą do szkoły? Czy przyklękamy na ulicy, kiedy ksiądz idzie z Najświętszym Sakramentem? Można by powiedzieć, że brak tych rzeczywistości w naszym życiu to tylko zanik pewnej obrzędowości. Ale dlaczego ona zanika? Bo nasza mentalność, nasz sposób życia nie jest chrześcijański. Kochani, kto w Polsce walczy z krzyżem w Sejmie, z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i nie chodzi mi o preferencje polityczne… Kto? Ludzie ochrzczeni walczą z krzyżem. Paradoks? Nie, Polska poganieje. Kochani, polskie dzieci i młodzież, minimum 12 lat chodzą na katechezę szkolną, gdzie pod okiem katechetów – księży, zakonnic, świeckich, którzy są do tego przygotowani poprzez wymagające studia i oświatowe wymagania – poznają rzeczywistość wiary. Ilu spośród tych dzieci i młodzieży przychodzi do kościoła, ile z tych dzieci i młodzieży jest w naszej parafialnej scholi, w służbie liturgicznej, w grupach młodzieżowych? Czy katecheci źle uczą, zupełnie nie są do tego przygotowani? Nie, generalnie są dobrze przygotowani. Kochani, dzieci i młodzież poganieją, bo środowisko – realne i wirtualne – w którym są na co dzień jest pogańskie i to ono ma znacznie większy na nie wpływ niż 1,5 godz. katechezy w tygodniu. 
Kochani, popatrzmy na siebie. W moim codziennym życiu często postępuję tak, jakby Boga nie było. Na tym właśnie polega pogaństwo. Owszem przyjdę do kościoła, ale na tym się kończy. Odrobiłem swoje. Ale pytanie. Czy ja w ogóle z kimś rozmawiam o wierze? Jak spędzam święty dla katolika dzień, jakim jest niedziela? Czy czytam Pismo Święte? A czy ja jako ksiądz uważam, że odprawienie Mszy to już wszystko co jest pomiędzy mną a Bogiem? Kochani, papież Benedykt XVI podczas swojej ostatniej pielgrzymki do Niemiec, w przemówieniu w Bundestagu, mowił, że chrześcijaństwo w Europie jest traktowane jako rodzaj subkultury, którą próbuje się odizolować i usunąć, tym samym pozbawiając zachodnią cywilizację swoich fundamentów. To są fakty, żyjemy w pogańskiej Europie, żyjemy w pogańskiej, często postchrześcijańskiej Polsce. Czy jest jakieś wyjście? Jak ratować Europę, Polskę?
A może nie ma sensu ratować okrętu, który już tonie? Taką odpowiedź sugeruje wybitny brytyjski filozof Alisdair MacIntyre. W swej programowej książce „Dziedzictwo cnoty” MacIntyre pisze: „Punktem zwrotnym tamtej historii [tzn. kiedy imperium rzymskie uległo przeobrażaniu w średniowieczny okres ciemnoty] był moment, w którym ludzie dobrej woli zarzucili próby ocalenia imperium rzymskiego i przestali utożsamiać już obyczajowość i wspólnotę moralną z zachowaniem tego imperium. Zamiast tego postawili sobie – nie zawsze zdając sobie z tego w pełni sprawę – zadanie budowy nowych form wspólnoty, w ramach której moralność i dobre obyczaje mogłyby przetrwać nadchodzące wieki barbarzyństwa i ciemnoty. Jeżeli moja interpretacja naszych warunków moralnych jest słuszna, należy także wyciągnąć wniosek, że my również już jakiś czas temu osiągnęliśmy podobny punkt zwrotny. Na obecnym etapie sprawą zasadniczą jest budowa lokalnych form wspólnotowych, w których możliwe byłoby zachowanie dobrych obyczajów oraz życia intelektualnego i moralnego w obliczu epoki nowego barbarzyństwa, które już nachodzi. (...) Tym razem jednak barbarzyńcy nie gromadzą się u naszych granic; oni od jakiegoś czasu już sprawują nad nami władzę”.
Kochani bracia i siostry! Można by powiedzieć, że smutna diagnoza, ale jeśli chcemy uratować coś z naszego chrześcijańskiego świata, musimy jak benedyktyni na przełomie starożytności i średniowiecza zrozumieć, że imperium ginie, a jedyne, co możemy dla niego zrobić, to głosić Chrystusa, bo to on jest jedynym ratunkiem. Ale jak? Co to znaczy budować przestrzeń, w której przechowana zostanie spuścizna chrześcijaństwa? Skoro żyjemy w pogańskim świecie to jedyną drogą ratunku dla ciebie i dla mnie, abyśmy i my nie utonęli w wodach pogańskiego potopu jest schronienie się w Arce Noego. Kościół nią jest – możesz odpowiedzieć. Ale zauważmy, nawet to, że jesteśmy tu co tydzień, nie chroni nas przed tymi znakami pogańskiego życia, o których mówiliśmy. Czy Kościół jest zatem nieskuteczny? Nie! Ale może potrzeba by każdy z nas naprawdę się schronił w Kościele a nie tylko z nazwy do niego przynależał. Dla mnie i dla Ciebie Arką Noego mogą być wspólnoty i ruchy kościelne, które właśnie tworzą owo środowisko chrześcijańskie, ową przestrzeń chrześcijańską, o której mówi MacIntyre. Bracie i siostro, jeśli tylko pragniesz możesz szukać nawrócenia i umocnienia chrześcijańskiego życia na Drodze Neokatechumenalnej, w Odnowie w Duchu Świętym, w ruchu Światło-Życie (w Domowym Kościele), w Akcji Katolickiej, Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich, KSMie i wielu innych wspólnotach. Co ciekawe to właśnie z takich wspólnot rodzą się prawdziwe, dojrzałe powołania kapłańskie, zakonne i małżeńskie. Mogę to potwierdzić z własnego doświadczenia. Płodność tych wspólnot mówi nam jedno. Świat jest pogański, żyje bez Boga, i kiedy chcę być chrześcijaninem w pojedynkę, prędzej czy później sam staję się według mody świata. Msza niedzielna to za mało, spotykamy się bowiem tylko na chwilę, a na co dzień jesteśmy w innym, pogańskim środowisku. Może więc warto zapytać się siebie: co mogę zrobić by moje życie wiary było naprawdę znakiem obecności Boga we współczesnym świecie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz