Kochani bracia i siostry! Dzisiejsze święto Chrztu Pańskiego kończy okres Bożego Narodzenia. Wydaje się, że to jednak dość nietypowe zakończenie tego okresu, jakiś gwałtowny przeskok. Dopiero Jezus się narodził, a teraz staje przed nami jako 30-letni mężczyzna w rzece Jordan. Czegoś brakuje… Kochani, ewangeliści nie byli historykami w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Oni, jako bezpośredni świadkowie słów i czynów Jezusa, spoglądali na nie z perspektywy Jego Paschy, czyli Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, które były kluczem dla zrozumienia życia Chrystusa. Dlatego okres bezpośrednio następujący po narodzeniu Ewangelie opisują, mówiąc o tym, że „Jezus wzrastał w mądrości, w latach, w łasce u Boga i u ludzi, że był posłuszny swoim rodzicom w Nazarecie”. Innymi słowy, Bóg w Chrystusie wszedł w zwyczajność ludzkiego życia: dom, praca, odpoczynek, miłość. Bóg naprawdę stał się jednym z nas.
„W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie”. Jest to przełom w życiu i misji Jezusa. Zbawiciel przychodzi z Nazaretu, z ukrycia by rozpocząć publiczną działalność. Chrzest Jezusa to droga naszego życia chrześcijańskiego, dlatego przypatrzmy się jego trzem najważniejszym elementom.
„W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo”. Rozwierające się niebo. Jezus widzi otwarte niebo. Przez grzech pierwszych rodziców, przez mój i twój grzech, więź między niebem a ziemią zostaje zerwana. Przez grzech ja i ty jesteśmy skazani na życie w oddaleniu od Boga i to my sami skazujemy się na taki stan rzeczy. Tymczasem Jezus, jako prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, jest pierwszym, który wpatruje się w otwarte niebo, bo jest bez grzechu, bo jest zjednoczony z Bogiem Ojcem w Duchu Świętym. I moglibyśmy się zatrzymać na kontemplacji tego pięknego obrazu przedstawiającego otwarte niebo i stojącego Chrystusa. Ale tu chodzi o coś więcej! To niebo jest otwarte dla mnie i dla Ciebie. Jak? Wszyscy ludzie przychodzą do Jordanu, by tam zostawić swoje grzechy, przyjmują od Jana chrzest nawrócenia. Jezus, Bóg-człowiek bez grzechu, zanurza się w tej rzece, by wziąć na siebie nasze słabości. Jezus przyjmując chrzest z rąk Jana Chrzciciela, staje po mojej i twojej stronie, po stronie grzesznika i zgadza się na śmierć. Chrzest bowiem oznacza zstąpienie w wody śmierci i w otchłań ludzkiego oddalenia się od Boga. W chwili, kiedy Jezus na to się zdecydował, kiedy to podjął – chociaż miało się to dopełnić w Jego Śmierci i Zmartwychwstaniu – zmieniła się relacja człowieka do Boga. Ty i ja dzięki Chrystusowi możemy widzieć niebo otwarte, jeśli tylko przyjmiemy Jego odkupienie.
„Ujrzał rozwierające się niebo i ducha jak gołębicę zstępującego na siebie”. Gołębica – Duch Święty. Zstąpienie Ducha to wypełnienie słów proroka Izajasza: „Oto mój Sługa, którego podtrzymuję, wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął”. Duch zstąpił na Jezusa, bo On jest Mesjaszem, Zbawicielem, czyli tym, który ma być poprowadzony przez Ducha by zostały zniszczone dzieła diabła, czyli by został definitywnie zakończony dramat życia człowieka w oddaleniu od Boga. Ten Chrystus, na którym spoczywa Duch „nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku”. Co to znaczy? To nie tylko opis delikatności, ale nowości, która pochodzi od Boga! „On nie wyrzuci nadłamanej trzciny”: nie wyrzuci, nie przekreśli Twojego i mojego życia, jeśli jest nadłamane, jeśli jest pełne porażek i grzechów, jeśli jest naznaczone brakiem wierności małżeńskiej czy kapłańskiej. „Nie dogasi prawie tlącego się knotka”: nie dogasi mnie i Ciebie, jeśli ledwie nam sił starcza, jeśli ledwie w naszym życiu płonie wiara, ale zaopatrzy nas swoim światłem, abyśmy na nowo rozbłysnęli – pełnią życia, prawdy, dobra.
„A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Nad Jezusem, który stoi w Jordanie rozlega się głos Ojca. Ten głos wyraża przede wszystkim upodobanie Boga Ojca w tym Synu, który staje po stronie grzesznika, czyli po naszej stronie. Ten głos wyraża radość Boga Ojca, który wydaje swojego Syna, abyśmy my, którzy jako grzesznicy jesteśmy nie-synami, synami buntu, mogli na nowo stać się Bożymi dziećmi. W Chrystusie Bóg ma upodobanie w każdym z nas. Ten głos Ojca, jest skierowany do mnie i do Ciebie, Bóg mówi: „jesteś grzesznikiem moje dziecko, ale uwierz, właśnie w Tobie mam upodobanie, właśnie o Ciebie chcę walczyć, abyś się nawrócił i mógł naprawdę żyć”. Czy wierzę w tak szaloną miłość Boga, który daje mi wszystko, bo daje samego siebie w swoim Synu?
Kochani bracia i siostry! Kiedyś pewien ksiądz zapytał swojego parafianina dlaczego nazywamy się chrześcijanie? Zapytany odpowiedział: „Ze względu na Jana Chrzciciela, bo ochrzcił Jezusa”. Kochani, nic bardziej mylnego. Jan chrzcił wodą dla nawrócenia, ale zapowiadał tego, który chrzcić będzie Duchem Świętym, czyli Jezusa. My jesteśmy chrześcijanami, bo jesteśmy Chrystusowi, bo nasze życie jest udziałem w tajemnicy Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa, co wyraża w czasie Jego chrztu otwarte niebo, zstępujący Duch Święty pod postacią gołębicy i głos z nieba. Kochani, chrzest Chrystusowy czyni nas dziedzicami Bożego Królestwa! Słowo Boże wyraźnie mówi: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on”. Każdy z nas, ochrzczonych, jeśli tylko żyje na miarę tajemnicy chrztu większy jest od Jana Chrzciciela, bo w Chrystusie jest odkupionym Bożym dzieckiem. Ale dlaczego to brzmi tak pięknie w teorii i z ambony a nasze codzienne życie tak często nie jest przemienione tajemnicą chrztu, nie jest Chrystusowe?
Kochani, zastanówmy się nad dwoma aspektami naszego życia wiary. Najpierw popatrzmy jak traktujemy grzech w naszym życiu. Czy nie jest on dla nas najczęściej czymś dobrym i przyjemnym, ale niestety zakazanym przez Boga, który najwyraźniej ma inne gusta niż my. Tymczasem, rzecz ma się zupełnie inaczej. Grzech jest dramatem w moim i twoim życiu, jest pustką, beznadzieją, jest nie-życiem, bo bez Boga nie ma życia. Bogu nie chodzi o prawo, On nie jest prawnikiem, sędzią, Jemu chodzi o nasze prawdziwe szczęście. Czy tak rozumiem grzech?
I druga sprawa. Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa to często dla nas jedynie fakty historyczne: coś co ktoś spisał, coś o czym ktoś ciągle mówi, coś w co trzeba wierzyć. Tymczasem zupełnie nie o to chodzi. Mój i twój chrzest jest jak nasienie, które ma się rozwinąć, ale nie w kwestii wiedzy, lecz w życiu. Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, czyli to wszystko co zapowiada Jego chrzest w Jordanie, jest zupełnie za darmo i dla każdego z nas. Co to znaczy? Że zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią i grzechem jest udzielone mi i Tobie w darze i ma się dokonywać w naszym życiu. Rozumiesz? Wracając z pracy, będąc w domu, rozmawiając w pociągu, przeżywając życiowy dramat, ból, utratę pracy ja mogę doświadczyć dzięki mocy Ducha Świętego tajemnicy zbawienia w moim życiu. I to dzieło jest takiej samej wagi jak to, którego dokonał Chrystus na Krzyżu. Czy wierzę w to? Czy doświadczyłem tego?
Kochani! Zapytajmy samych siebie… Czy tajemnica chrztu wypełnia się w moim życiu? Jak przeżywam mój grzech? Czy mam doświadczenie bliskości Boga, przeżywania daru zbawienia w mojej codzienności, nie jako wyrównywania rachunków z Bogiem, ale czegoś co sprawia głębokie skutki w moim życiu? Niech te pytania towarzyszą nam przy święcie Chrztu Pańskiego, abyśmy mogli powiedzieć, że chrzest jest wydarzeniem, które przemienia moje życie, a nie pozostaje jedynie powszechnie przyjętym rytuałem: „polaniem główki wodą”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz