Czy świętych
da się naśladować? Co to znaczy naśladować świętych?
Św. Franciszek
z Asyżu. Młody chłopak, który słyszy głos Ukrzyżowanego Jezusa mówiącego:
„Franciszku, odbuduj mój upadający Kościół”, wbrew woli ojca rozpoczyna tułacze
życie ucznia Jezusa. Symbolizuje to epizod, kiedy młody Franciszek zrzeka się
ojcowskiego dziedzictwa, obnażając się przed biskupem, ojcem i
współmieszkańcami Asyżu. Staje nago przed tłumem na znak zerwania z
dotychczasowym życiem. Bł. Karol de Foucauld, żyjący na przełomie XIX i XX w. Młodzieńcze
lata przeżyte na imprezach w towarzystwie kobiet i alkoholu. Po nawróceniu
prowadził wyjątkowo surowe życie – spał na deskach, żywił się tak niewielkimi
ilościami pokarmu, że prawie zagłodził się na śmierć… Nikt nie chciał za jego
życia dołączyć się do niego, choć on pragnął założyć wspólnotę Braci Jezusa. A
dokładniej mówiąc, nie nikt nie chciał, tylko ci co próbowali, nie byli w
stanie podołać tak radykalnym umartwieniom. Bł. Jan Paweł II – pasterz, filozof,
pisarz, duchowy ojciec dla milionów ludzi na całym świecie, pielgrzym nadziei,
który nigdy nie stał w miejscu, ale ciągle szedł dalej, czynił więcej. Zjednoczony
z Jezusem do końca – w życiu i w śmierci.
Przykłady
świętych moglibyśmy mnożyć. Każdy z nich miał jedyną, niepowtarzalną, co więcej
zdumiewającą drogę. Patrząc na te wspomniane przykłady, zastanawiam się, czy to
jest możliwe by naśladować tych świętych? Nie da się i nie należy naśladować
świętych w sensie kopiowania, powielania ich sposobu zachowania. Moja historia
życia jest zupełnie inna, jest jedyna i niepowtarzalna. W moim życiu nie
powtórzą się ta same zdarzenia, sytuacje, co w życiu jakiegoś świętego. Gdybym
dziś upatrzył sobie jakiegoś świętego i pomyślał, że będę próbował postępować
jak on, a skoro mi nie wychodzi, to znaczy, że świętość nie jest dla mnie, to w
ten sposób grzeszę względem Boga i siebie samego. Względem Boga, bo w moim
życiu ma wypełnić się Boży plan świętości taki, jaki przed wiekami przewidział
dla mnie Bóg. A więc, próbując żyć życiem jakiegoś świętego, odmawiam Bogu
pomysłowości. Ale również grzeszę względem siebie, bo będę próbował w życiu
grać kogoś, kim tak naprawdę nie jestem, a to oznacza brak miłości do samego
siebie. Przecież nikt z nas nie powtórzy tego, co dokonał św. Franciszek, bł.
Karol, bł. Jan Paweł II, bł. Matka Teresa z Kalkuty, bł. Ks. Jerzy Popiełuszko.
Nikt z nas tego nie powtórzy i nie o to chodzi by to powtarzać. Być świętym to
znaczy być sobą i w swoim życiu odkryć moc działającego Boga. Naśladować
świętych to znaczy naśladować Jezusa, to znaczy pozwolić by Jezus i w moim
życiu działał tak wielkie rzeczy jak zdziałał w życiu świętych. Święci mówią
nam: „pozwól działać w Twoim życiu Jezusowi a nie pożałujesz”.
Błogosławieni.
Ewangelia o błogosławieństwach w relacji św. Mateusza to program życia
chrześcijańskiego. To przepis na chrześcijańską świętość. Zobaczmy więc jak
możemy stać się świętymi? Greckie słowo „makarios”, oddane przez polskie
błogosławieni, to znaczy po prostu szczęśliwi – szczęśliwi w swoim życiu, w tym
co przeżywają, czego doświadczają. Ale słyszymy coś czego na zdrowy rozsądek
nie jesteśmy w stanie przyjąć. Szczęśliwi są bowiem, jak mówi Jezus, ubodzy w
duchu, smutni, cisi, złaknieni, miłosierni, czystego serca, cierpiący… Nie takiego
obrazu szczęśliwości się spodziewaliśmy. Nie taki obraz bycia szczęśliwym jest
nam serwowany w codziennej papce medialnej. Kluczem do zrozumienia słów Jezusa
jest zdanie poprzedzające słowa Jezusa: „A gdy usiadł, przystąpili do Niego
Jego uczniowie”. Do Jezusa przystąpili uczniowie. Owo „przystąpienie” nie
oznacza tylko fizycznego zbliżenia, ale gotowość przyjęcia i samo przyjęcie
słów Jezusa. To znaczy, że te wszystkie wymienione przez Jezusa okoliczności –
trudne dla nas okoliczności (smutek, ubóstwo, cierpienie, czystość), od których
zazwyczaj uciekamy – stają się właśnie okazją do przeżywania życiowego
szczęścia. W jaki sposób? Nie z tej racji, że one same z siebie uszczęśliwiają
człowieka, lecz dlatego, że właśnie w nich człowiek może spotkać Jezusa, jako
jedynego Zbawiciela, który daje właściwe spojrzenie na życie i pozwala przez to
życie – przez te radosne, ale i trudne sytuacje – kroczyć w wolności. Jezus nie
przyszedł zmieniać zewnętrznych warunków życia człowieka, lecz przez swoją
obecność uzdolnić go do życia w tych warunkach, w jakich się znajduje. Blaise
Pascal wyraził to mówiąc, że „szczęście nie znajduje się w nas ani poza nami.
Szczęście jest tylko w Bogu. I jeśli Go znaleźliśmy, to szczęście będzie
wszędzie”. Święty jest zawsze i wszędzie szczęśliwy, bo ma Boga w sercu!
Kim więc są
dla nas święci? Ci znani – kanonizowani, beatyfikowani, ale też ci wszyscy,
których dziś wspominamy, ci święci, którzy nie zostali publicznie ogłoszeni
świętymi, ale są w niebie, może nasi znajomi, może ci z naszych rodzin, na
których groby dziś przyszliśmy… Po pierwsze, są naszymi orędownikami, wstawiają
się za nami u Boga. Tak jak zawodnik, który ukończy bieg, kibicuje swoim
kolegom biegnącym w sztafecie, tak i oni, którzy „w dobrych zawodach wystąpili,
bieg ukończyli, wiarę ustrzegli” (por. 2 Tm 4,7) – kibicują nam. Po drugie, są
dla nas znakiem, przykładem. Przykładem nie w tym sensie by ich kopiować, ale
przykładem tego, że świętość to szczególne źródło poznania Boga, to najbardziej
przekonujący dowód Jego istnienia. Bo świętość to przechadzanie się po ogrodzie
życia za rękę z Bogiem. Po trzecie, święci nas prowokują. Wybudzają nas z
naszego życiowego uśpienia – że już nic nie da się zrobić, że już wszystko
stracone, że tak musi być. Święci pokazują, że zawsze można więcej, bo miłość
oznacza więcej, więcej i więcej. Ale chyba zasadnicza prowokacja dzisiejszego
dnia polega na tym, że święci nie chcieli czekać z otrzymaniem szczęścia i
radości dopiero w niebie. Święci ulegli jednej pokusie – pokusie zdobycia
prawdziwego szczęścia tu na ziemi. A ja? A ja tak bardzo się opieram temu, żeby
przypadkiem już tu na ziemi nie być świętym, czyli błogosławionym, szczęśliwym.
Ja tak bardzo wolę trwać w mojej życiowej zagrodzie, jak kurka dziobiąca
ziarenko i zdumiewająca się, kiedy przelatują nad jej głową ptaki, które lecą
wysoko, widzą dalej i czują się wolne, niesione wiatrem. Może więc warto ulec
„pokusie” świętości…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz