Czytania: Iz 55,6-9 Ps 145 Flp 1,20-27 Mt 1,1-16
Kochani bracia i siostry! Czego dotyczy ta dzisiejsza przypowieść? Ukazuje właśnie w formie porównania dwie rzeczywistości – Bożą i ludzką. Bożą, czyli tą która dotyczy samego Boga w głębi Jego istnienia i Jego zamysłu zbawienia wobec człowieka oraz ludzką, czyli tą która jest jedynie po ludzkiej myśli, według ludzkiej kalkulacji. Gospodarz winnicy wyszedł wczesnym rankiem. Wczesnym, a więc zależało mu na tym, by nająć pracowników. Umówił się z nimi o denara za dzień, co było przyjętą w tamtym czasie godziwą płacą za dzień pracy. Tak samo było o godzinie trzeciej, szóstej i dziewiątej.
Gospodarz wychodził na rynek, tam szukał swoich pracowników. Rynek to obraz ludzkiej codzienności, bo rynek to centrum życia miasta, gdzie przecinają się wszystkie ludzkie sprawy. Tam właśnie idzie gospodarz, w wir życia. Zauważmy, że owi kolejno zatrudniani stali na rynku bezczynnie, nie leniwi, znudzeni, ale bezczynni. Paradoks. Rynek. Wyobraźmy sobie jakiś znany nam rynek, tłum ludzi, każdy załatwia swoje interesy, hałas, ktoś kogoś popycha, komuś coś proponuje, a tu ludzie stojący bezczynnie. Kochani, bo ten rynek to symboliczny obraz ludzkości po grzechu, to moje i twoje życie naznaczone grzechem. Człowiek zwiedziony przez szatana żyje bez Boga, tak jakby Boga nie było, więc w konsekwencji na wszystko musi zapracować – na miłość, akceptację, uwagę, szczęście, poczucie wartości, godności. Człowiek uwikłany w grzech musi ratować swoje życie. Miał je za darmo od Boga, ale wolał zacząć żyć po swojemu. I pozornie żyje a tak naprawdę jest bezczynny – czyli marnotrawi życie, traci je bo odszedł od Boga. Tylko, że to nie jakiś tam człowiek. To ty i ja bezczynnie stoimy na rynku naszego życia – w biurze pracy, w hipermarkecie, w szkole, w domu. Robimy wszystko, żeby ocalić życie a tak naprawdę je tracimy. Robimy wszystko by się zabezpieczyć a tak naprawdę coraz mniej czujemy się bezpiecznie. Robimy wszystko by zapewnić przyszłość naszym dzieciom a tak naprawdę coraz mniej z nimi jesteśmy. Robimy wszystko by seks był łatwy i przyjemny a tak naprawdę coraz mniej czujemy się kochani i akceptowani. Taki jest właśnie świat. Świat bez Boga. Moje i twoje życie bez Boga.
Kochani bracia i siostry! Dlatego szczególnego znaczenia nabiera pytanie jakie gospodarz kieruje do tych, którzy jeszcze o 11tej stali bez pracy: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie? Bezczynnie, czyli marnotrawiąc swoje życie. Chodźcie i wy do mojej winnicy, nie traćcie już więcej życia”. Komu zależy byśmy uniknęli beznadziei życia? Tym Gospodarzem winnicy jest sam Bóg. Ale konkretnie czym jest to wyjście Boga na rynek ludzkiego życia? To właśnie zbawienie dane nam, każdemu z nas w Jezusie Chrystusie. To Bóg w swoim Synu przyszedł i ciągle przychodzi do zagubionej ludzkości, do ciebie i do mnie, którzy bezczynnie przeżywamy nasze życie nie widząc jego sensu, celu, zużywając wszystkie nasze siły na to, co nie daje nam życia, a to mogą być pieniądze, kariera, znajomości, układy, samochody, chore zależności emocjonalne itp. Tymczasem to Bóg jest Źródłem, Dawcą Życia! Zależy Mu na nas. Dlatego czyni różne zabiegi by nas ocalić. Wychodzi do nas w różnych porach historii naszego życia, by nas przyciągnąć do siebie. Dla jednych to może być trzecia godzina dnia, czyli okres dzieciństwa, kiedy zawierzyli Bogu i od tamtej pory są przy Nim. Dla innych to może być jedenasta godzina dnia, czyli zmierzch życia, kiedy przed śmiercią nawracają się i przyjmują Boga do swego życia.
Kochani! Zauważmy że ci, co byli wcześniej najęci mają pretensje, myśleli, że więcej dostaną niż ci co przyszli do winnicy w ostatniej godzinie dnia. Tak myśleli, co więcej kiedy wzięli swoją zapłatę zaczęli szemrać przeciw gospodarzowi. Dlaczego inaczej niż gospodarz myśleli, dlaczego szemrali? Bo nie zrozumieli, że nie o denara w tym wszystkim chodzi, ale o gospodarza, o więź z nim, tym który pozwala im odnaleźć sens życia, przestać trwać bezczynnie. Skupili się na wynagrodzeniu, które było jedynie przynętą a nie na dawcy, któremu zależało by oni byli z nim w winnicy. Może i ja w moim życiu jestem w takiej relacji z Bogiem, niby blisko ale daleko duchem. Może szukam jedynie denara – przysłowiowego zdrówka, pomyślności, uśmiechu na twarzy, szczęścia, spełnienia marzeń, sukcesów w pracy i w domu – a nie samego Boga. Może moim Bogiem-bożkiem jest szczęście a tymczasem to Bóg ma być moim szczęściem!!!
Kochani bracia i siostry! Winnica z dzisiejszej przypowieści to obraz darmowej miłości Boga, czyli Ewangelii! A Ewangelia to Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Szczęściem chrześcijanina jest Krzyż, który prowadzi do Zmartwychwstania a nie zdrówko! Czy tak myślę o mojej wierze? I właśnie ten Chrystus, ukrzyżowany i zmartwychwstały, nie jest po ludzkiej myśli. Stąd Izajasz mówi: „Bo myśli nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan”. My ciągle myślimy o denarach, my ciągle targujemy się z Bogiem, tyle Tobie dałem modlitw, mszy, różańców, tyle brewiarza odmówiłem to daj mi w zamian to czy tamto. Tymczasem Bóg wtedy może nam powiedzieć bardzo trudne, ale prawdziwe słowa: „Weź co twoje i odejdź, weź to czego sam się uczepiłeś i odejdź z tym, ale wtedy nie odejdziesz z Ewangelią Życia tylko ze swoim życiem dla samego siebie, ze swoim denarem i umrzesz”.
Kochani! Można być blisko Boga i nie rozumieć Ewangelii, nie rozumieć darmowości zbawienia. Można być w kościele, trawiąc bezsensownie swoje życie, jak ci co szemrali przeciw gospodarzowi. Można. I tak się niestety dzieje w życiu każdego z nas, bez wyjątku. Jakie jest wyjście? Jedno. Przyjąć Chrystusa, Jego Ewangelię. Zostawić siebie i swoje myślenie jaki to Bóg być powinien a zacząć fascynować się tym, jaki On jest. Innymi słowy: pozwolić by to On wkroczył w moje i twoje życie i uczynił je historią zbawienia, czyli historią przyjaźni z Nim. I tak właśnie rozumiem moje powołanie do kapłaństwa. Jestem tu dlatego, że zafascynowała mnie winnica Pana, czyli darmowość Ewangelii Chrystusowej, czyli to kim jest Bóg a konkretnie kim jest dla mnie. Poznałem Boga jako miłującego Ojca, który w Jezusie ratuje mnie ze słabości, smutku, grzechu, poczucia braku ojca. Doświadczyłem w moim życiu, że jest Bóg, który szaleje z miłości do człowieka i pragnie szczęścia dla każdego, dla mnie. Nie od razu miałem przekonanie, że kapłaństwo to moja droga. Wewnętrznie długo do tego dochodziłem. Nawet w seminarium myślałem, że to chyba nie to. Ale najczęściej kiedy tak myślałem to dlatego, że przeliczałem denary, czyli to ja chciałem ciągle coś czynić dla Niego, a nie pozwalałem by to On czynił wielkie dzieła dla mnie, by objawiał swoją przebaczającą miłość. Ale kiedy doświadczałem największych kryzysów w moim życiu, to wtedy moje myślenie ustępowało Jego myśleniu. Wtedy czułem i czuję jak On działa, że Jest przy mnie.
Kochani, nie mówię tego po to by dawać Wam siebie za wzór do naśladowania, ale by dać świadectwo, że chrześcijaństwo to nie kwestia zakazów, nakazów, przepisów, ale doświadczenie Boga – Boga, który kocha za darmo i sam zobowiązał się na Krzyżu do bycia wiernym w miłości, bo my sami z siebie jesteśmy niewierni! Kapłaństwo Chrystusowe to najlepsze opisanie darmowości, która panuje w tej winnicy z dzisiejszej przypowieści. Chrystus jako Kapłan z miłości złożył z siebie ofiarę na Krzyżu. Objawił się grzesznej ludzkości, czyli nam, jako Wierny Świadek tego, że można umrzeć, ale po to by Bóg Ojciec w mocy Ducha dawał nowe życie.
Bracia i siostry! Każdy z Was na mocy chrztu uczestniczy w kapłaństwie Chrystusa. I rola nas kapłanów nie polega na tym, że to my możemy robić coś, czego wy z drugiej strony ołtarza nie możecie czynić, lecz na tym by pomóc wam, dzięki mocy Ducha Chrystusowego, który został nam dany, być kapłanami Chrystusa, byście przebaczali, znosili udręczenia, nieśli pomoc drugiemu, modlili się za prześladowców, układali swoje życie małżeńskie w jedności i nierozerwalności. To prawda, że jesteśmy wyposażeni w specjalne narzędzia – moc błogosławieństwa, sprawowanie sakramentów – ale to po to, by cały Kościół, kształtowany Duchem Chrystusa był kapłański, czyli był zjednoczony z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Często podnoszony ostatnio problem powołań do kapłaństwa w winnicy Pana nie jest problemem jedynie młodszych lub starszych mężczyzn, którzy nie potrafią podjąć życiowej decyzji, ale jest problemem nas tu i teraz, naszych rodzin, środowisk, parafii. Problem tkwi w tym czy my tu obecni tworzymy wspólnotę Kościoła, wspólnotę zjednoczoną w Duchu, która doświadcza darmowości Życia pochodzącego od Boga, jak w dzisiejszej winnicy czy może jesteśmy tylko pewnym zgrupowaniem, gdzie ktoś świadczy usługi religijne dla przychodzących do świątyni odbiorców. Tak zwane załatwianie chrztu czy ślubu albo zaświadczenia do bycia ojcem czy matką chrzestną nie zależnie od tego jaka jest moja wiara to właśnie ilustracja tego typu myślenia. Ja coś załatwiam, chodzi o denara a nie o winnicę i Jej gospodarza. Chodzi o interes a nie o moje życie z Bogiem.
Dziś kolekta na Seminarium Duchowne. Bóg zapłać za wasze materialne wsparcie dla naszej wspólnoty seminaryjnej. Dzięki Wam, mamy zapewnione warunki materialne. Jest nas jednak znacznie mniej w Seminarium niż kiedy zaczynałem moją drogę do kapłaństwa. Można by krzyczeć, że trzeba coś z tym zrobić, że trzeba werbować młodych ludzi do seminarium. To prawda, ale znacznie ważniejsze, po prostu konieczne jest to byśmy my, ty i ja, doświadczyli Boga w naszym życiu, byśmy
nie rozminęli się z darmowością Ewangelii. Wtedy Kościół będzie namaszczony Duchem Kapłaństwa – Duchem miłości, która się wydaje by inni mieli życie. Czy ja daję takie świadectwo chrześcijańskiego życia? Jeśli nie, to jako wierny świecki, zakonnica, kapłan jestem poza winnicą. Oby tak nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz