Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

wtorek, 15 listopada 2011

26 niedz. zwykła, A

Czytania: Ez 18,25–28; Ps 25 Flp 2, 1-11; Mt 21,28–32

Myślę, że każdy z nas potrafi bez większych trudności odnaleźć się w postawie jednego z synów z dzisiejszej Ewangelii. Ile to razy zdarzyło się, że komuś powiedziałem „tak, zrobię to”, ale wcale tego nie uczyniłem, czy to przez zapomnienie, czy z braku dobrej woli, czy to zgodziłem się jedynie dla świętego spokoju, ale wcale serio nie traktowałem czyjejś prośby. A ileż razy mówiłem „nie chcę, nie zrobię, nie będę już więcej tego robił, mam dość” a jednak uczyniłem to, o co ktoś nas prosił. Łatwo jest mówić, choć i mówienie z sensem wymaga dużego wysiłku, ale jednak czujemy, że łatwiej jest coś powiedzieć niż zamienić to w czyn. To co jest najtrudniejsze w moim i twoim życiu to zgodność słów z czynami, to autentyczność, przejrzystość, spójność naszego życia. Bo słowa uczą, ale przykłady pociągają!

Kochani bracia i siostry! Słowo z listu do Filipian przychodzi nam z pomocą w odpowiedzi na pytanie jak osiągnąć tę jedność słów i czynów w naszym życiu? „Dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia. Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie”. Greckie słowo phronein, któremu odpowiada owo polskie „dążenie/a” oznacza postawę umysłu, której wynikiem jest ściśle określony sposób postępowania. Jaka to postawa umysłu – czyli woli i intelektu – o której mówi św. Paweł? To nasze życie w Chrystusie Jezusie. To nasze bycie jak Chrystus – bo to jest tożsamość chrześcijanina. To moje i twoje włączenie w życie Chrystusa, czyli moje i twoje bycie z Nim, abyśmy i my w naszym życiu przeżywali to, co przeżywał Chrystus. Widzimy więc, że dla mnie i dla Ciebie spójność życia, zgodność słów i czynów, nie jest takim sobie przysłowiowym „byciem słownym”, ale przyjęciem do swego życia „dążenia”, o którym mówi św. Paweł. To dążenie to przyjęcie zjednoczenia z Chrystusem ukrzyżowanym, który dla nas stał się sługą, dosłownie w tekście jest (duoulos) niewolnikiem – „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi (niewolnika), stawszy się podobnym do ludzi”.
Można by pomyśleć dlaczego znowu o krzyżu? Przecież to smutne, trudne. Bo posłuszeństwo Chrystusa jest ratunkiem, drogą zbawienia dla każdego z nas. „On uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej”. Jego posłuszeństwo to przyjęcie niesprawiedliwej śmierci, hańby krzyża. Jego posłuszeństwo to miłość, która kocha aż do zwrócenia się przeciw sobie, aby każdy z nas, ty i ja, doświadczył przebaczenia z powodu naszych grzechów przez, które nie wypełnialiśmy dającej życie woli Boga, lecz wybieraliśmy jedynie śmierć.
Teraz więc widzimy, że to Pan Jezus jest tym, który ukazuje jedyną właściwą postawę Syna wobec Ojca – postawę posłuszeństwa, bo to Bóg ma rację, to Bóg jest Panem Życia. Dlatego Chrystus jest jedyną odpowiedzią, ratunkiem dla obu tych postaw, które każdy z nas odkrywa w swoim życiu, a o których mówi Ewangelia. W jaki sposób Jezus jest tym ratunkiem? Bo to posłuszny aż po krzyż Jezus jest tym, który wziął na siebie to „idę Panie, ale nie poszedł”, każde moje/twoje „tak” wypowiedziane bez pokrycia, nasze „tak”, których nie wypełniliśmy: tak mężowi/żonie które trwało do kryzysu a później przestało obowiązywać, tak wobec kapłaństwa czy życia zakonnego, które było do pewnego czasu albo do pewnego stopnia, „tak” by kochać, ale tylko na próbę, tak wypowiedziane do drugiego dla mojego świętego spokoju. Jezus jest tym, który wziął to wszystko co było także naszym wcześniejszym „nie”, owym nie pójdę, ale co dzięki opamiętaniu, czyli dostrzeżeniu tego, że się jest na niewłaściwej drodze, że podejmuje się niewłaściwe decyzje stało się przyczyną nawrócenia, czyli posłuszeństwa wobec Tego, który wskazuje dobrą drogę – Boga.
Kochani, dlaczego ten temat posłuszeństwa jest tak ważny dla nas? Oby nikt nie pomyślał, że dlatego, że tak musimy, bo Chrystus nam każe. Nie, nie musimy. Ale jeśli wiemy, że Chrystus jest Życiem, to wiemy, że poza Nim nie ma życia. To co podkreślił ojciec święty Benedykt XVI w homilii podczas Mszy na stadionie w Berlinie, cytując słowa św. Augustyna: „Jedno z dwojga winnej latorośli się przynależy; albo winny krzew lub ogień; jeśli (latorośl) nie jest w winnym krzewie, będzie w ogniu, aby więc w ogniu nie była, niech będzie w winnym krzewie”. Innymi słowy: poza Chrystusem, bez Chrystusa, nic nie mogę. Oto prawda i to jest źródło największej radości i motywacji dla Ciebie i dla mnie: bez Chrystusa mnie nie ma, bez Ciebie Jezu ginę, dlatego posłusznie pragnę trwać przy Tobie. To jedna motywacja – radość życia, pełnia życia, bycie do dyspozycji Boga i doświadczania tego jak On mnie kocha. A druga to kwestia tego, że kto jest posłuszny Bożemu słowu, ten się nie boi – nie lęka się podejmować decyzji wbrew duchowi tego świata, wbrew panującym trendom politycznym, kulturowym a co najważniejsze nie boi się nawet żyć wbrew samemu sobie. To wszystko dlatego, że jest posłuszny Bogu: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”.  A my często wolimy bardziej słuchać świata niż być posłuszni Bogu. Bo to co proponuje świat wydaje się łatwe, przyjemne, szybko osiągalne, bezpieczne. Mamy za mało odwagi, by zgodzić się na przegrywanie w oczach świata. Tymczasem świat nie potrzebuje Kościoła sukcesu, bo Kościół łatwego, taniego sukcesu nie jest Kościołem Chrystusa. Sukces nie jest imieniem Boga. Wielkie sprawy, wielkie zbawcze wydarzenia mają zawsze skromne początki, Bóg wybiera to co wzgardzone w oczach świata, by wielkich tego świata zawstydzić – popatrzmy na grotę betlejemską i żywoty wielu świętych. Świat potrzebuje Chrystusa pokornego! Warto być posłusznym Bogu, bo to On jest dobry, On jest Życiem!
Kochani bracia i siostry! Każdy z nas musi głęboko przemyśleć tajemnicę Kościoła. Wielokrotnie papież w Niemczech zadawał to palące pytanie: Czym dla mnie jest Kościół? Kościół to wspólnota odkupionych i nawracających się grzeszników, czyli nas, którzy jak ci synowie z dzisiejszej Ewangelii mówią Bogu „tak”, które znaczą „nie” i „nie” które znaczą „tak”. Słabi, tak jesteśmy słabi, ale Chrystus jest naszą mocą i to jest najpiękniejsze! Kochani, byłem w te wakacje ewangelizować na Woodstocku. Duża część młodych ludzi, czyli tych których nie ma w kościele, których dziś nie będzie tu w tej świątyni, nie akceptuje nauczania Kościoła. Wiecie dlaczego? Bo widzą, że można sprawować obrzędy, przyjmować sakramenty i żyć po swojemu. Można jedno mówić, drugie robić. I tyczy to każdego z nas, świeckich, księży, osób konsekrowanych. Chrystus przyszedł na świat zbawić grzeszników. Czy wierzę w to? Czy mam świadomość, że jestem grzesznikiem potrzebującym nawrócenia? „Dobry jest Pan i prawy, dlatego wskazuje drogę grzesznikom”. Panie, wskaż mi drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz