Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

niedziela, 13 listopada 2011

32 niedz. zwykła, A

Czytania: Mdr 6,12-16; Ps 63,2-8; 1 Tes 4,13-18; Mt 25,1-13
            Jak rozumieć tę Chrystusową przypowieść uważaną przez badaczy Pisma Świętego za jedną z najtrudniejszych w interpretacji. Kim są owe panny z przypowieści? Czym jest oliwa, której niektórym z nich zabrakło?
            Przypowieść o dziesięciu pannach nawiązuje do palestyńskich zwyczajów związanych z uroczystościami zaślubin. Uczty weselne rozpoczynano wieczorem po całym dniu wypełnionym tańcem. Lampy oliwne stanowiły jeden z bardzo ważnych elementów uroczystości. Rozświetlały mroki w czasie procesji prowadzącej pannę młodą do domu oblubieńca. To właśnie druhny, młode panny, miały tę zaszczytną funkcję i prowadziły parę młodą i gości do domu pana młodego, gdzie było wesele.
            „Królestwo niebieskie podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca”. Te dziesięć panien to my, uczniowie Chrystusa, my, którzy żyjąc w zjednoczeniu z Nim, przeżywamy Jego panowanie w różnych dziedzinach naszego życia, tworząc w ten sposób Jego Królestwo. Jezus jest naszym oblubieńcem i całe nasze życie tu na ziemi jest uroczystym pochodem, wędrowaniem na ostateczne spotkanie z Nim, po śmierci. To wszyscy doskonale wiemy. Często powtarzamy, że jesteśmy pielgrzymami tu na ziemi. Ale zauważmy, że rozwój wydarzeń w Chrystusowej przypowieści trochę się komplikuje i prowokuje nas by myśląc o wieczności, o tym co ostateczne, czyli o śmierci i powtórnym przyjściu Chrystusa, jednocześnie nie zapomnieć o tym co dzieje się dziś, tu i teraz w naszym życiu.
            „Gdy oblubieniec się opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły”. Bóg w Chrystusie spóźnia się! Jedyna pewność jaką sugeruje nam przypowieść co do czasu przybycia Zbawiciela to opóźnienie. Dlatego wszystkie panny posnęły. Ale może wcale Bóg się nie spóźnia a tylko nasza rachuba czasu jest inna niż Jego? Może my kalkulujemy po swojemu a Bóg czyni to zupełnie inaczej, według innej miary? Popatrzmy na nasze życie. Jakże często dla mnie i dla ciebie codzienny nasz krzyż to coś niezrozumiałego, to właśnie spóźnienie się Boga. Mówimy: „Takie przykrości mnie spotkały, mąż mnie zdradził, wyrzucili mnie z pracy, ojciec mi umarł, gdzie ty jesteś Boże, spóźniłeś się, nie zdążyłeś mnie uratować, przecież tyle zła jest na świecie, już dawno temu powinien być koniec świata”. Bez wiary w moc Krzyża Chrystusa, po ludzku patrząc rzeczywiście tak to wygląda. Chrystus-oblubieniec się spóźnia. Według naszych zegarków się spóźnia, ale w Jego perspektywie czasu, czyli w planie zbawienia, jest punktualny! „Gdy nadeszła godzina”, Jego godzina, zawisł na Krzyżu, aby w każdej chwili naszego życia dawać nam swoje Życie! Opóźnienie oblubieńca jest więc próbą wiary, jest sprawdzianem czy moje serce ufa, czy pała do Niego miłością zawsze, nawet wtedy kiedy jest zmorzone snem.
„Zmorzone snem wszystkie zasnęły”. Pierwotny entuzjazm uleciał. Przyszło doświadczenie słabości, która może mieć różne imiona w naszym życiu: choroba, śmierć, grzech, wypalenie, depresja. Tak, człowiek jest słaby. Każdy z nas doświadcza słabości, swojej niemocy, tego że chciałby być w życiu gotowy na przeżycie według niego najważniejszych chwil, ale nie zawsze mu się to udaje. Tak często bowiem zawodzimy. Ale w ten ludzki mrok, doświadczenie słabości w zaskakujący sposób wkracza ktoś wyjątkowy, Chrystus-oblubieniec. „O północy rozległo się wołanie”. Jego przybycie to zaskoczenie. Tak właśnie działa Bóg. Zaskakuje! On jest kimś Innym, jest Tajemnicą, jest Osobą! A jeśli jest według naszej myśli, projekcji, naszych planów, kiedy to my mamy przekonanie, jako ksiądz, katecheta, mąż, żona, że wszystko o Nim wiemy i że niczym nie jest w stanie nas zaskoczyć to znaczy, że to już nie jest żywy Bóg, tylko nasz bożek – „złoty cielec” dla zaspokojenia naszych egoistycznych pragnień.
„Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy”. Chrystusowi nie chodzi więc o naszą doskonałą czujność, bo posnęły zarówno panny nierozsądne jak i roztropne. Chrystusowi nie chodzi o to, że chrześcijanin nigdy nie może dać się pokonać przez słabość, grzech, życiową ciemność, znużenie, zwątpienie, które symbolizuje tu sen. Takich wymagań Chrystus nie stawia, bo nie byłoby ich adresatów, bo takich ludzi po prostu nie ma. To co istotne, kluczowe dla bycia gotowym na spotkanie z nadchodzącym oblubieńcem to zaopatrzenie w oliwę. Zabrały ją ze sobą panny roztropne (mądre, przewidujące) w przeciwieństwie do owych nierozsądnych (głupich, tępych). Czym zatem jest ta oliwa skoro w konsekwencji jej posiadanie zadecydowało o możliwości wejścia na ucztę, czyli dostąpienia zbawienia?
Kochani! Oliwa to symbol Bożego Ducha, Ducha Świętego, który czyni ludzkie życie mądrym. To właśnie Boży Duch staje się w każdym z nas wierzących źródłem prawdziwej mądrości, czyli praktycznej, życiowej wiedzy dotyczącej zbawienia. Panny nierozsądne wzięły jedynie lampy, zapomniały o oliwie. „Ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują i ci ją znajdą, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać” – usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu o mądrości, która jest właśnie darem pochodzącym od Boga, która uprzedza nasze starania, ale jednocześnie z naszej strony potrzeba jednego: szukania, pragnienia, tęsknoty – o czym przypomniał nam psalmista. Inaczej mówiąc, nasze serce musi być niespokojne w tym poszukiwaniu Bożej mądrości, czyli w poszukiwaniu mojej drogi do zbawienia. Każdego dnia mam wołać: „Boże mój, Boże, szukam Ciebie!” I właśnie dlatego, że ta droga do zbawienia każdego z nas jest jedna, jedyna i niepowtarzalna to czasami niemożliwym jest by tą oliwą – Bożym Duchem, Bożą mądrością – podzielić się z innymi. „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć” jak to wyraziły panny mądre. To znaczy, że na tej drodze są takie przestrzenie, że każdy z nas ponosi osobistą odpowiedzialność przed Bogiem. Nic nie pomoże tłumaczenie się Panu w godzinie śmierci: „A ja miałem księdza w rodzinie, zmiłuj się nade mną. Moja córka śpiewała w scholi w kościele, więc mnie wpuścić do nieba”. Lecz Pan może odpowiedzieć w godzinie sądu: „Nie znam was, nie znam cię. Pytam się o twoją oliwę, gdzie jest moja, Boża mądrość w twoim życiu, gdzie jest to działanie mojego Ducha w Twoim życiu, dlaczego zasłaniasz siebie kimś albo czymś innym. Ja patrzę na Twoje serce! Ty jesteś dla mnie ważny!”
Kochani bracia i siostry! Dziś w sposób szczególny słowa tej Ewangelii wypełniają się w czasie celebrowanego przez nas sakramentu chrztu świętego. Za chwilę usłyszmy słowa: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dzieci postępowały zawsze jak dzieci światłości, a trwając w wierze, mogły wyjść na spotkanie przychodzącego Pana”. Tak, kochani, to wy rodzice i chrzestni jesteście odpowiedzialni za to by ta oliwa, to namaszczenie Duchem Świętym, który uczyniło wasze dziecko kimś nowym w Chrystusie, by to namaszczenie skutkowało jasnym płomieniem wiary w jego życiu. Oliwa, Boży Duch w każdym z nas może dawać jasny płomień wiary! Czy tak będzie, zależy to od nas, od mojej i twojej  życiowe decyzji. Ale czy ja wierzę, że moja wiara jest taką siłą, takim światłem, które może rozświetlać mroki mojego życia, co więcej mroki tego świata, który staje się coraz bardziej pogański i oddala się od Boga?! Może już dałem się nabrać, że ciemność jest światłem a światło ciemnością!?
Kochani, świadomi naszych słabości, naszej opieszałości w przygotowywaniu się na spotkanie z Panem, módlmy się słowami z nieszporów liturgii pogrzebowej: „Udziel nam ożywczej łaski [Ducha Świętego], byś przychodząc po raz drugi, zastał nas przygotowanych i z płonącą lampą w ręce [lampą wiary]”. Marana tha. Przyjdź, Panie Jezu.
           
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz