Myśl

Miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie (bł. Matka Teresa z Kalkuty)

piątek, 18 listopada 2011

Zakazany owoc

"Zakazany owoc" to komedia romantyczna, której premiera odbyła się 25 sierpnia 2000 r. w Polsce. Reżyseria: Edward Norton, scenariusz: Stuart Blumberg. Kraj: USA.
W telegraficznym skrócie: jest to opowieść o dwóch przyjaciołach z dzieciństwa, którzy zakochują się w tej samej kobiecie. Niestety, żaden z nich nie może się z nią związać. Pierwszy z nich jest księdzem i obowiązuje go celibat. Drugi zaś jest rabinem, który nie może wiązać się z osobą, która nie jest pochodzenia żydowskiego (to według judaizmu ortodoksyjnego, gdyż są obecnie takie nurtu judaizmu, które nie widzą w tym żadnego problemu).
Film podrzucono mi. Zachęcony obejrzałem. Jednak po raz kolejny przekonałem się, że dobry amerykański film to nie norma, ale wyjątek. Były momenty, że uśmiałem się, gdyż rodzaj poczucia humoru bazującego na absurdzie bardzo lubię a w tym filmie trochę go było. Ale poza kilkoma scenami, gdzie rwałem boki, treść marna. Nie chodzi mi o to, że fabuła, która ukazuje księdza mającego problem z celibatem to zamach na mnie i z założenia muszę film skrytykować, ale że tak jak to bywa w wielu filmach, rozwój wydarzeń sprowadzony został do banału i oparty o ideowy "miszmasz". Innymi słowy, w filmie można zobaczyć mieszankę różnych pojęć, poglądów, postaw moralnych, wizji religijnych, czyli taka "papka" w oparciu, o którą tworzy się humor. A przecież cel nie uświęca środków!!!
Był moment, że żałowałem poświęconego czasu na obejrzenie tego filmu, ale wróciły do mnie dwie sceny, które wydały mi się zaskakująco sensowne. Pierwsza, gdy rabin z kolegą księdzem grali w kosza i w trakcie gry zaczęli się żalić na społeczną presję wobec nich, jako przedstawicieli religijnych, czego to ludzie od nich nie oczekują i że nie mogą sobie pozwolić na wiele rzeczy. I wtedy dyskusję podsumowuje ksiądz, mówiąc: "ludzie pragną byśmy byli takimi, jakimi im się być nie chce".
Rzeczywiście, może czasami tak jest... Z natury lubimy idealizować. Lubimy idealizować, ale również projektować te swoje wyobrażenia na kogoś lub na coś. Tworzyć jakiegoś wymarzonego bohatera, który spełnia to, co dla mnie jest zatrudne lub który motywuje mnie, bym ja do tego też dążył. A co z moim zaangażowaniem? Co z moim staraniem o to by podjąć trud życia zgodnie z wiarą a nie jedynia wkładać ciężary na innych, których to ciężarów sam nie próbuję udźwignąć?
Druga wypowiedź, która zapadła mi w pamięci to, kiedy rabin powiedział do swojego kolegi księdza, że: "wy to jesteście specjalistami od wybaczania". Tak sobie pomyślałem, że ten tekst to esencja chrześcijaństwa. Chrześcijanin jest człowiekiem pojednania, przebaczenia, miłości, która kocha kosztem samej siebie. To jest właśnie rzeczywistość Krzyża Chrystusa. Serce chrześcijaństwa!!! Jeżeli jako chrześcijanin nie jestem specjalistą od wybaczania, to nie żyję po chrześcijańsku. Nie ma we mnie Chrystusowego Ducha. Cóż wyjątkowego w tym, że czynię dobro tym, którzy i mi je okazują? Pan Jezus mówił: "Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi! Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty! Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny" (Łk 6, 27-36).
Kolega rabin, świadomie czy nie, ale wyraził sekret serca chrześcijanina... Pamiętam jak był któregoś razu w Toruniu w ramach spotkań Colloquia Thorunensia Szewach Weiss - izraelski polityk, profesor nauk politycznych, ambasador Izraela w Polsce w latach 2000-2003 - który mówiąc o pokoju, powiedział, że Żydzi nigdy nie zapomną, nie wybaczą holocaustu. Chrześcijanin może wybaczyć. Ma taką moc. Tę moc daje mu Chrsytus, który z wysokości Krzyża mówi: "Ojcze, przebacz im".
Czy ja jako chrześcijanin, jestem specjalistą od wybaczania? Czy rzeczywistość przebaczenia jest ważna dla mnie w przeżywaniu mojej wiary?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz